YAMAHA Drag Star FORUM
FAQFAQ  Mapa GoogleMapa Google  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Wyprawa motocyklowa Chorwacja 2015.
Autor Wiadomość
jędrek 



Model: SYMPATYK
Wiek: 39
Dołączył: 22 Sty 2010
Posty: 334
Skąd: Świerklany (GŚ)
Wysłany: 2015-12-26, 02:21   Wyprawa motocyklowa Chorwacja 2015.

Natchniony relacjami z wyjazdów motocyklowych innych użytkowników postanowiłem opisać Naszą tegoroczną, krótką wyprawę do Chorwacji.
Zdaję sobie sprawę z tego, że moja relacja nie będzie niczym nadzwyczajnym bo przecież Ameryki nie odkryłem, Chorwacja była eksplorowana na wszystkie możliwe sposoby przez niejednego z motocyklistów.

Pomimo, że wyjazd miał miejsce pół roku temu, dopiero niedawno znalazłem czas żeby poskładać notatki, które wcześniej sporządziłem, dodać kilka zdjęć i jakoś wszystko to razem scalić w jeden spójny opis.

Serdecznie zapraszam do zapoznania się z moimi wypocinami :)

Wyprawa motocyklowa Chorwacja 2015



Po ubiegłorocznej wyprawie motocyklowej do Rumunii w tym roku wybraliśmy Chorwację. Wyjazd do Rumunii był moim pierwszym poważnym wyjazdem na motocyklu, który uświadomił mi na dobre, że decyzja o zakupie motocykla była jak najbardziej właściwa a kolejna wyprawa tylko potwierdziła słuszny wybór.
Dlaczego Chorwacja? Ciekawe trasy z niezliczoną ilością winkli, piękne widoki, bardzo dobry stan dróg, no i rzadko kiedy pada deszcz.
Do wyjazdu przygotowywaliśmy się pół roku, choć tydzień spokojnie by wystarczył. Półroczne przygotowywania to była raczej zabawa, która pozwoliła urozmaicić zimowy czas w oczekiwaniu na kolejny sezon. Początkowo miało jechać pięć osób ale jak to w życiu bywa, plany się zmieniają i skład nieco się zmniejszył. Pozostała trójka znajomych, którzy poznali się dzięki temu, że kiedyś jeździli na motocyklach spod znaku Gwiazdy (niektórzy nadal pozostali wierni tej marce) a dokładnie Yamahami Drag Star.

Uczestnicy wyprawy oraz ich motocykle:

1. Ja, czyli „Jędrek” – Suzuki DL 650 V-Strom
2. „Jacala” – Yamaha XV 1900 Stratoliner
3. „Kapat” – Yamaha FJR 1300

Pod względem motocykli to skład nieźle zróżnicowany ale osobowo podobne charaktery, oczekiwania i wymagania czyli skład idealny co zostało potwierdzone podczas podróży.



Dzień 1: 26.06.2015 - Świerklany (PL) – DobráNiva (SK) – 208 mil = 334,88 km



Z domu wyruszyłem o godzinie 13:45 i po 10 minutach byłem u Jacali w Żorach, po krótkim przywitaniu pojechaliśmy na stację paliw (4,89 zł/L Statoil) zatankować motocykle i jazda w stronę granicy Słowackiej, gdzie w miejscowości Chyżne mieliśmy spotkać się z Kapatem o godzinie 17:00.
Jako, że to Ja planowałem trasę, to pozwoliłem sobie dołożyć kilka kilometrów (ok. 100 km) żeby od samego początku się nie nudzić. Następnego dnia czekał nas nudny przejazd autostradami przez Węgry.





Pojawiły się dwa ciekawe odcinki, pierwszy to droga 781 z Andrychowa w stronę Żywca a drugi odcinek to trasa ze Stryszawy przez Zawoję oraz Babiogórski Park Narodowy do miejscowości Zubrzyca Górna.
Na miejsce zbiórki dojechaliśmy jako pierwsi, jednak nie czekaliśmy zbyt długo bo Kapat pojawił się kilka minut przed 17-tą.
Po kolejnym tankowaniu (5,09 zł/L Arge) w pełnym składzie ruszyliśmy dalej, plan na dzień zakładał podjechać jak najbliżej granicy Słowacko – Węgierskiej. Początkowo myśleliśmy o miejscowości Krupina ale kilka kilometrów wcześniej, przypadkowo znaleźliśmy ciekawe „pole namiotowe” na obrzeżasz miejscowości Dobrá Niva.





Naturalne środowisko Stratolinera…



…i V-Stroma.

Ponieważ w zasięgu wzroku była jedynie pustka porośnięta trawą i krzakami to nie mieliśmy żadnego problemu ze znalezieniem wolnej przestrzeni pod Nasze dwa małe namioty i trzy motocykle. W sms’ach poinformowaliśmy rodziny, że jak na razie wszyscy jesteśmy cali, zdrowi i dobrze się bawimy.
Kolacja nie była jakaś wyszukana, kiełbasy z ogniska oraz słowackie piwo ale ile przy tym wszystkim było śmiechu i radości – to już zostanie w Naszych wspomnieniach.



Pogoda tego dnia była prawie idealna do jazdy motocyklem, prawie bo jak dla mnie mogło być kilka stopni mniej ale nie ma co wybrzydzać bo upały dopiero przed nami. Ilość przejechanych kilometrów może nie jest imponująca ale w sam raz na rozgrzewkę.



Dzień 2: 27.06.2015 - DobráNiva (SK) – Kornica (BiH) – 352,3 mil = 567,2 km



Na początek kilka zdjęć z naszego pierwszego miejsca noclegowego wykonane rankiem.









Na tym polu namiotowym może nie było luksusów, dostępu do wody (nawet z kałuży), elektryczności, w zasadzie niczego nie było poza nami i mnóstwem wolnego miejsca.

Po szybkim śniadaniu, czas na zwijanie obozowiska i w drogę, ruszamy dopiero około godziny 9:30 ponieważ pierwsze pakowanie na trasie nie odbywało się tak sprawnie jak byśmy sobie tego życzyli.
Plan dnia to przejechać końcówkę Słowacji całe Węgry i dostać się na północną część Chorwacji a może i dalej. Już sam początek trasy był nudny, jazda po Słowacji nie należy do najszybszych, ograniczenia prędkości potrafią zirytować najspokojniejszego człowieka a myśl o zapłaceniu mandatu w euro nie uspokaja skołatanych nerwów. No i jedziemy 50 km/h, 30 km/h, czasami zdarzy się odcinek o dopuszczalnej prędkości 90 km/h ale kończy się po minucie. Jacala ma dodatkowy stres z uwagi na wydechy w swoim „Diable”. Pomimo, że miał założone DB killery to Jego Cobry nieźle hałasują i musi uważać żeby przypadkiem nie wzbudzić zainteresowania patroli słowackiej Policji.
Nawet nie zauważyliśmy kiedy przejechaliśmy granicę Słowacko – Węgierską (Šahy) i wjechali na autostradę M0 – obwodnica Budapesztu. Zatrzymujemy się na najbliższej stacji i kupujemy winiety na motocykl. Winieta na 10 dni to koszt 1470 forintów, około 20 zł –niedużo a komfort psychiczny bezcenny.

Wracamy na autostradę, niestety po przejechaniu kilkunastu kilometrów coś niedobrego dzieje się z motocyklem Kapata. Podczas przyspieszania motocykl na chwile traci moc, zwalnia aby po chwili powrócić na normalne obroty. Taka sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie, zatrzymujemy się na pasie awaryjnym, Kapat sprawdza kody błędów.





Komputer nie znajduje żadnego błędu, jedziemy dalej ale sytuacja znowu się powtórzyła. Zjeżdżamy z autostrady do Budapesztu, na stacji paliw tankujemy świeże paliwo (4,94 zł/L MOL) i prosimy o pomoc napotkanego motocyklistę. Niestety to była sobota po południu, wszystkie warsztaty serwisujące motocykle marki Yamaha pozamykane. Najwcześniej moglibyśmy uzyskać jakąkolwiek pomoc dopiero w poniedziałek rano w związku z tym Kapat podejmuje decyzję, że nie będzie kontynuował dalszej podróży i wraca do domu zanim nie jest za późno i za daleko. Początkowo chcemy wracać wszyscy razem ale Kapat zapewnia Nas, że da sobie radę i nie ma sensu żebyśmy rezygnowali z wyjazdu na samym początku.
Wielka szkoda bo głównie z Kapatem planowaliśmy ten wyjazd.

Wyjeżdżamy z Budapesztu kierując się na autostradę M6 wiodącą na południe Węgier. Jak to na autostradzie nic ciekawego się nie dzieje, wzrasta jedynie spalanie paliwa o około 1 L na każde pokonane 100 km drogi. W Mohaczu, ostatni raz na Węgrzech tankujemy paliwo (6,24 zł/L Shell) i w miejscowości Udvar po godzinie 17:00 przekraczamy granicę Węgiersko – Chorwacką.





Wyznaczając trasę chciałem przejechać przez takie miasta jak Osijek i Đakovo, teraz zastanawiam się po co ? Nic ciekawego w tych miastach nie było a już na pewno nie warto było zatrzymywać się chociażby na minutę tracąc cenny czas. W miejscowości Đakovo moją uwagę przykuła Katedra św. Piotra, którą zwiedziliśmy przy prędkości ok. 50 km/h nie zsiadając z motocykli – mój ulubiony sposób zwiedzania wszelkich zabytków sakralnych.

Czas, który zaoszczędziliśmy podczas intensywnego zwiedzania postanawiamy wykorzystać na dalszą jazdę i dojechać do Bośni i Hercegowiny. Granicę przekraczamy w miejscowości Slavonski Šamac o godzinie 20:00. Na granicy żadnych problemów nie było, celnicy sprawdzili jedynie dowody osobiste i życzyli nam udanego wyjazdu (przynajmniej Ja to tak zrozumiałem).





Niewiele czasu pozostało na znalezienie jakiegoś sensownego miejsca noclegowego toteż po nieznacznym oddaleniu się od strefy przygranicznej zaczynamy poszukiwania.
Chcieliśmy uniknąć rozbijania namiotów w pobliżu zabudowań, szukaliśmy spokojnego miejsca pomiędzy kolejnymi wioskami co wiązało się ze zjeżdżaniem z głównej drogi w małe, boczne, leśne ścieżki. Stratoliner Jacali całkiem nieźle sobie radził w takim terenie.



Po kilku nieudanych próbach odnalezienia miejsca noclegowego w nieznanych nam leśnych terenach, skutecznie odstraszyła nas tablica zawieszona na jednym z drzew informująca o „niespodziankach” z czasów wojny, która toczyła się na tych terenach w latach 1992-1995.





Zmęczeni, głodni i lekko zdenerwowani postanawiamy wjechać do najbliższej wioski i zapytać, pierwszego napotkanego mieszkańca czy możemy rozbić namioty na Jego podwórku. Wreszcie znajdujemy idealne miejsce …







… przynajmniej w nocy tak nam się wydawało.

Ten dzień upłynął pod znakiem samych niespodzianek: Kapat rezygnuje z wyjazdu, udało Nam się dojechać aż do Bośni czego wcześniej nie zakładaliśmy, o mało co nie rozbiliśmy namiotów na polu minowym a na sam koniec stado zmutowanych komarów chciało pożreć nas żywcem.



Dzień 3: 28.06.2015 - Kornica (BiH) – Ljubovo(BiH) – 291,7 mil = 469,64 km



Dopiero rankiem mamy możliwość w pełni ocenić nasze kolejne „pole namiotowe”.









Ruiny domu kuzyna właściciela działki na której mieliśmy rozbite namioty.



Pozostałości ogrodzenia oddzielającego działkę Naszego gospodarza od działki Jego kuzyna posłużyły nam za stolik śniadaniowy.



Jedyny sprzęt biwakowy jaki posiadaliśmy to kuchenka Campingaz oraz dwa składane taborety z Decathlonu. Kuchenkę kupiłem przed wyjazdem do Rumunii, gdzie sprawdziła się w 100% dlatego zabrałem ten sprytny przyrząd grzewczy na kolejny wyjazd a taborety to był pomysł Kapata i również okazał się strzałem w dziesiątkę.





Nasz gospodarz przymierzający się do Stratolinera, na mój motocykl nawet nie spojrzał. Zaskoczony byłem życzliwością tego Pana, bardzo miły, sympatyczny człowiek. Na Jego twarzy widać było, że wojna odcisnęła swoje piętno w Jego życiu. Jak opowiadał nam o tych czasach to w słowach dało się wyczuć smutek i żal.
Co nas jeszcze zaskoczyło, prawie przy każdym zniszczonym domu trawniki były wykoszone wyglądało to tak, jakby ktoś dbał o te ruiny i chciał stworzyć z tych zniszczonych domów pomniki pamięci.
Po pamiątkowej sesji zdjęciowej i pożegnaniu się z gospodarzem wyruszamy w stronę Sarajewa.

W związku z tym, że Bośnia i Hercegowina w znacznej części swojego obszaru jest krajem górzystym to nie brakuje tam krętych dróg i przepięknych widoków ale także pogoda jest zmienna. Podczas całej wyprawy tylko jednego dnia padał deszcz i to właśnie był dzień w którym pokonywaliśmy Góry Dynarskie.





Deszcz nie odpuszczał aż do Sarajewa, nie były to silne opady ale należało zachować ostrożność na krętych górskich drogach. Wiązało się to ze zmniejszeniem prędkości w winklach i tylko to mnie smuciło ale właśnie wtedy obiecałem sobie, że jeszcze kiedyś wrócę do tego ciekawego kraju jakim jest Bośnia i Hercegowina.
Trasa z miejscowości Živinice do Olovo drogami numer R469, R467 naprawdę ciekawa zwłaszcza odcinki wzdłuż rzek Vranjski Potok oraz Krivaja.





Nie mieliśmy ochoty na piesze zwiedzanie Sarajewa, zatrzymaliśmy się tylko żeby zrobić dwa zdjęcia i resztę miasta oglądamy z perspektywy motocykla.

Po przejechaniu przez kilka ulic Sarajewa wyjeżdżamy z miasta kierując się na drogę M17 (E73), którą dojeżdżamy aż do Mostaru. W miejscowości Tarčin tankowanie motocykli (4,93 zł/L) ceny paliw w Bośni podobne do tych w Polsce.







Na tej drodze nie odnaleźliśmy jakiś super zakrętów ale pod względem widoków to była najładniejsza jak do tej pory trasa, zwłaszcza odcinek wzdłuż rzeki Naretva oraz przez Park Prirode Blidinje.
Po przedostaniu się na drugą stronę Gór Dynarskich pogoda odmieniła się całkowicie i z każdym kilometrem robiło się coraz cieplej a asfalt wysychał w oczach.

Ponieważ punktem obowiązkowym w Mostarze jest oglądnięcie starego mostu na rzece Naretva, to zwiedzamy ten odrestaurowany po wojennej pożodze zabytek.
Tylko dlatego, że na most nie dało się wjechać (dokładnie to nie można było wjechać pomimo, że miałem taką ochotę) zmuszeni jesteśmy zsiąść z motocykli i udać się na piesze zwiedzanie, pierwsze – podczas tej wyprawy ale nie ostatnie.













V-Stroma jeszcze nie było w sprzedaży ale podobno jest w fazie projektowania.



Powiedzmy, że chciałem zrobić zdjęcie Jacali... ;D





Mostar opuszczamy około godziny 17-tej i kierujemy się na południowy wschód, dokładnie do miejscowości Trebinje. Niestety tam nie znajdujemy miejsca noclegowego, które sprostałoby naszym wymaganiom i drogą M20 jedziemy w stronę granicy Chorwackiej.
Według map w pobliżu tej drogi powinna być jakaś rzeczka, niestety znajdujemy jedynie wyschnięte koryto rzeki. Jedziemy dalej.
Kilkukrotnie zjeżdżamy z głównej drogi i nic ciekawego nie możemy znaleźć albo za mało miejsca na dwa namioty i motocykle albo same kamienie, nierówny teren.
Jadąc tak w stronę zachodzącego słońca po prawej stronie drogi naszym oczom ukazuje się idealne miejsce na nocleg, hotel 7 gwiazdkowy, niczym Hotel Burj Al Arab w Dubaju.



Widok na hotel od frontu.









Na tyłach hotelu znajdował się parking strzeżony dla naszych motocykli, rolę nocnego stróża pełnił Jacala.









Namioty rozbiliśmy w sąsiedztwie różnorakich chaszczy, rosły tam zioła m.in. mięta, szkoda tylko, że tego najciekawszego zioła nie było.







Jeszcze tylko tradycyjna kolacja – kiełbaski pieczone nad ogniskiem, rzut oka na księżyc i można kłaść się spać w atłasowej pościeli. Trochę żałuję, że już jutro będziemy nocować w Chorwacji na cywilizowanym campingu no ale co dobre szybko się kończy.
_________________
Suzuki DL 650 V-Strom K9
НЕ ХОЧЕШЬ - НЕ ВЕРЬ МНЕ < kliknij \m/
 
 
jędrek 



Model: SYMPATYK
Wiek: 39
Dołączył: 22 Sty 2010
Posty: 334
Skąd: Świerklany (GŚ)
Wysłany: 2015-12-26, 13:53   

Dzień 4: 29.06.2015 - Ljubovo (BiH) – Žuljana (HR) = 69,6 mil = 112,06 km





Rankiem motocykle nadal stały na strzeżonym parkingu – dobrze, że nie oszczędzaliśmy na tej opcji, pozwoliło Nam to cieszyć się spokojnym snem.



Na polu namiotowym nie pozostał po Nas żaden ślad, miejsce zostawiliśmy w nienaruszonym stanie. Jeżeli jeszcze kiedyś będzie mi dane „błądzić” w tamtych rejonach to pewnie skorzystam z noclegu w tym hotelu.



Jeszcze jedno pamiątkowe zdjęcie hotelu z widocznymi na elewacji dziurami po kulach i jedziemy do Chorwacji.





Granicę przekraczamy około godziny 9:30 praktycznie bez żadnych formalności, podobnie jak na wcześniejszych przejściach celnik sprawdził jedynie dowody osobiste.





W tle „perła Adriatyku” – Dubrownik.





Plan na dziś zakładał jak najwcześniej przyjechać do Dubrovnika, aby mieć dużo czasu na zwiedzanie tego pięknego miasta, następnie znaleźć jakiś camping z bieżącą wodą, prysznicami i dostępem do elektryczności. Pierwszą część planu wypełniliśmy wzorowo bo przed godziną 10:00 byliśmy w Dubrovniku ale na piesze zwiedzanie nie mieliśmy ochoty i skorzystaliśmy z opcji jaka wcześniej znakomicie sprawdziła się np. podczas zwiedzania Đakova czy Sarajewa.

W samo południe dojechaliśmy do malutkiej miejscowości Žuljana znajdującej się na Półwyspie Pelješac, gdzie trafiliśmy na fajny i jak na Chorwackie ceny tani 65 kun (37,7 zł) od osoby za mały namiot i motocykl camping Camp Sunce nad samym morzem (około 1 minuta do plaży).



Jeszcze dobrze nie zdążyliśmy rozejrzeć się gdzie by tu rozbić namioty a mili sąsiedzi z Czech poczęstowali nas zimnym Radegastem, swoją drogą ciekawe skąd wiedzieli, że akurat o tym napoju marzył każdy z nas a nie np. o zimnej lemoniadzie. Na skąpo osłoniętym od słońca campingu znalazło się nawet trochę cienia w którym można było rozbić namioty, niestety motocykle nie załapały się i smażyły się pod pokrowcami.



Wódz Jacala przed swoim wigwamem.



Na podstawie tego „cmentarzyska” nie jeden entomolog napisałby pracę doktorską.



Po rozbiciu naszego obozowiska postanowiliśmy poszukać miejsca gdzie można coś zjeść. Miejscowość Žuljana to malutka wioska i nie było problemu ze znalezieniem sklepu, gdzie wstąpiliśmy na mały „aperitif” przed daniem głównym, które zjedliśmy w małej knajpce przy zatoce.



Jak zobaczyliśmy to co zamówiliśmy to na naszych twarzach rysował się lekki niepokój i obawa czy w połączeniu z wcześniejszym „aperitif” nie wywoła to rewolucji w żołądku.





Posiłek przyjął się doskonale ale nie obyło się bez dania głównego w postaci hamburgera bo tymi mięczakami nie można było się najeść.













To był pierwszy dzień kiedy rozbiliśmy namioty na cywilizowanym campingu z dostępem do bieżącej wody, elektryczności, wi-fi, itp. udogodnieniami. Tego dnia nie przejechaliśmy wielu kilometrów co pozwoliło nam znaleźć czas na odpoczynek po pierwszych trzech dniach.
Miejsce spokojne, mała kamienista plaża ale bez tłoku, w zatoce czysta, ciepła woda, kilka sklepików, knajp mi osobiście podobało się znacznie bardziej niż w Makarskiej o czym wspomnę w opisie kolejnego dnia.



Dzień 5: 30.06.2015 - Žuljana (HR) – Krvavica (HR) = 107, 9 mil = 173,7 km





Po kilku dniach doszliśmy do takiej wprawy, że pakowanie całego dobytku zajmowało nam ok. 20 minut. Przed godziną 10-tą opuszczamy camping, jedziemy na śniadanie a następnie wracamy drogą 414 na krajową 8 czyli Magistralę Adriatycką, która prowadzi nas ponownie do przejścia granicznego z Bośnia i Hercegowiną w miejscowości Neum zwanej Bośniacką bramą Adriatyku. W tym miejscu Bośnia i Hercegowina ma jedyny dostęp do morza na długości 17 km linii brzegowej.

Ktoś wcześniej ostrzegał, że na tym przejściu celnicy wymagają okazania paszportu. Miałem chwilę zawahania czy uda mi się przekroczyć to przejście ponieważ posiadałem paszport ale data przydatności do użycia dobiegła końca w kwietniu 2012 roku. Nie ryzykowałem przedstawiania nieważnego dokumentu i okazałem dowód osobisty – ten dokument na szczęście miałem ważny. To było pierwsze przejście na którym celnicy zażądali okazania prawa jazdy, dowodu rejestracyjnego motocykla, ubezpieczenia OC oraz zielonej karty. Można było odnieść wrażenie, że celnikom specjalnie się nie spieszy i szanują swój czas ale odprawiono nas w miarę szybko w porównaniu do czekających w kolejce kierowców samochodów.

Po przekroczeniu granicy tankujemy motocykle na pobliskiej stacji Holdina (5,01 zł/L) gdzie paliwo jest tańsze prawie o złotówkę w porównaniu do cen paliw w Chorwacji.





Znajdź przynajmniej jeden szczegół, którym różnią się przedstawione powyżej obrazki :)



Krótki postój gdzieś na drodze krajowej numer 8 w kierunku Makarskiej.

Nad Makarską Riwierę dotarliśmy około godziny 13:00, zatrzymaliśmy się na poboczu naprzeciw przystani dla jachtów – miejsce idealne dla naszych maszyn, które ładnie komponowały się z jachtami. W celu rozpoznania terenu kierujemy się do informacji turystycznej w której dowiadujemy się, że niedaleko jest duży camping o nazwie Camp Jure, gdzie na pewno znajdzie się dla nas wolne miejsce.
Podjechaliśmy na camping, zgadza się było sporo wolnej przestrzeni ale od samego początku to miejsce jakoś nie przypadło mi do gustu.
W recepcji podejmuję nieudaną próbę negocjacji ceny, pytałem miłą Panią kilka razy czy dobrze podliczyła końcową kwotę na którą składało się wiele czynników i za każdym razem otrzymywałem taką samą odpowiedź. Nie potrafię sobie przypomnieć jaka dokładnie to była suma ale przewyższała kilka razy kwotę, którą zapłaciliśmy w miejscowości Žuljana na campingu Camp Sunce.
Siadamy na motocykle i jedziemy dalej, kolejna miejscowość za Makarską to Krvavica. Już sama nazwa miejscowości może się podobać, to co będzie dalej, aż strach się bać.

Pierwsza tabliczka jaką zauważyłem to informacja, że po lewej stronie znajduje się Auto Camp Krvavica, no to jedziemy.



Droga prowadząca na camping potwierdza moje odczucia, że to właściwe miejsce na rozbicie Naszego kolejnego obozowiska. Ten krótki odcinek przejechaliśmy jeszcze kilkanaście razy w celu całkowitego upewnienia się czy to dobre miejsce :)

Na camping przyjechaliśmy w najbardziej odpowiedniej poprze, mianowicie była pora sjesty – jak Ja lubię tę środziemnomorską kulturę, cisza, spokój i ani śladu właściciela lub kogoś z obsługi campingu. Studiujemy cennik, który leżał na stoliku przed bramą wjazdową, cenny przystępne 150 kun (87 zł) od osoby za dwa dni. Po chwili zjawia się właściciel i po krótkiej rozmowie łamaną angielszczyzną wskazuje Nam miejsce gdzie możemy rozbić namioty i ponownie znika, wraca dopiero późnym popołudniem w zasadzie pod wieczór.





Jak już rozgościliśmy się na campingu to postanowiliśmy raz jeszcze podjechać do Makarskiej i sprawdzić czy faktycznie jest to tak atrakcyjna miejscowość jak sądzi większość osób odwiedzających Chorwację.



Jacala doszedł do wniosku, że wstyd pokazywać się na mieści, wśród ludzi tak brudnymi motocyklami i zafundował swojemu „Diabłu” wizytę na myjni samoobsługowej o wdzięcznej nazwie „Lucky Me”.



Mój motocykl nie był jeszcze aż tak brudny żeby niepotrzebnie narażać go na kontakt z czystą wodą a tym bardziej aktywną pianą usuwającą niejako dowody przebytych kilometrów.



Była by nawet ładna pocztówka, przystań, łódki, błękitne niebo… gdyby nie ten pajac na środku zdjęcia :)



Znalazł się i Drag Star 650 w wersji Classic. Już myśleliśmy, że któryś z forumowiczów zaparkował maszynę ale motocykl był na chorwackich blachach. Swoją drogą ciekawe na co Jacala patrzy z takim zaciekawieniem ?





Plaża w Makarskiej – „szału ni ma” ;d



Kolejne podejście, które miało na celu przekonać nas do Makarskiej znowu nie przyniosło pozytywnego efektu dlatego wróciliśmy na camping do Krvavicy i poszliśmy na pobliską plażę zobaczyć czy aby tam nie panuje lepszy klimat.







Na plaży zdecydowanie mniej ludzi, woda tak samo ciepła i czysta jak w Makarskiej więc czegóż chcieć więcej ?



Przystań w Krvavicy zdecydowanie mniejsza, gdzie cumowały „jachty” trochę niższej klasy.



Punkt widokowy z którego roztaczała się wspaniała panorama na zatokę i morze.





Jako, że ani moim ani Jacali hobby nie jest bezsensowne wylegiwanie się na plaży to błąkając się po okolicy trafiliśmy na jeszcze jedno ciekawe miejsce mianowicie na opustoszały, zrujnowany hotel, który dawniej był wizytówką i chlubą Krvavicy.





Wszystko co można było sprzedać jako złom przewody, krany, metalowe ościeżnice zostało wyrwane, rozkradzione i pewnie spieniężone.



To co miało niską wartość zostało skutecznie pozbawione swoich funkcji.



Budynek był zaprojektowany na planie koła i w czasach swojej świetności (dawna Jugosławia) pewnie ładnie to wszystko wyglądało.



Ściany pokoi były przyozdobione radosną twórczością lokalnych „artystów”.



Nasi tu byli … ;D



Jacala próbował złapać jakikolwiek kanał ale niestety niczego nie mógł ustawić.







Góry na drugim planie wydają się jakby były wstawione celowo w jakimś programie do obróbki zdjęć.





Główne wejście do hotelu.



Na koniec zdjęcie księżyca wyłaniającego się znad gór Biokovo albo to latarnia była już sam nie wiem, to wszystko przez ten upał zamknięty w aluminiowych puszkach :browarek:

Kolejny dzień, który można zaliczyć do udanych, półmetek naszej wyprawy. Znaleźliśmy fajny camping w przystępnej cenie, Jacala umył motocykl, trochę pozwiedzaliśmy – tym razem na nogach, było kilka ładnych widoków – głównie na plaży ;p no i tradycyjnie, wieczorne piwko przy świetle księżyca tak na lepszy sen.

[ Dodano: 2015-12-26, 21:23 ]
Dzień 6: 01.07.2015 - Krvavica, Makarska, góry Biokovo (HR) = 57 mil = 91,9 km



Tak Nam się spodobało na campingu w Krvavicy, że postanowiliśmy w tym miejscu zostać jeszcze jeden dzień. Rankiem w celu uzupełnienia zapasów pewnego płynu udajemy się do Tesco w Makarskiej ale z tego krótkiego wypadu zrobiło się 90 km trasy po górach Biokovo. Masyw Biokovo jest częścią Gór Dynarskich po których mieliśmy już okazję jeździć będąc kilka dni wcześniej w Bośni i Hercegowinie.







Im wyżej wjeżdżaliśmy tym droga coraz mocniej przypominała szutrową, był to jakiś rodzaj asfaltu ale w jego składzie więcej było kamieni niż masy bitumicznej.





Jak tak jeździliśmy po tych dróżkach to nie spotkaliśmy żadnego pojazdu mechanicznego, samochodu, motocykla nawet skutera.
W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać czy w ogóle można jeździć po tych górach ponieważ masyw Biokovo to park krajobrazowy ale stwierdziłem, że skoro jest droga to widocznie można jeździć a żadnego zakazu nie zauważyłem.



Na najwyższy wierzchołek Sveti Jure (Św. Jerzego) 1764 m n.p.m. nie wjechaliśmy ale „błąkaliśmy” się na wysokości ok. 1500 m n.p.m. Nie zauważyłem żeby ta wysokość w połączeniu z wysoką temperaturą powietrza negatywnie wpływała na pracę silnika mojego motocykla, Jacala też się nie skarżył.













Bramki prowadzące do tunelu Sveti Ilija. Tunel o długości 4249 metrów został oddany do użytku w 2013 roku i łączy Zagvozd z Bašką Vodą. Stacja poboru opłat jest w pełni zautomatyzowana, opłata za przejazd motocyklem wynosi 12 kun (6,9 zł).



Po powrocie z krótkiej trasy poszliśmy na plażę wykąpać się w Adriatyku. Sprzedawcy arbuzów podpływają do brzegu i prosto z łódki sprzedają owoce.



Ścieżka prowadząca brzegiem morza z Krvavicy do Makarskiej. Fajnie to wygląda z jednej strony góry na wyciągnięcie ręki a z drugiej morze. Jacek grawitacji nie oszukasz :)







Taaaka duża ryba tam była ale zanim zrobiłem zdjęcie to odpłynęła ;d



Latarnia morska Sveti Petar w Makarskiej wybudowana w 1884.





Jacala kontempluje nad kieliszkiem niemieckiego piwa Veltins Pilsener jakby to była co najmniej 21 year old single malt. Dzień dobiegał końca, zdjęcie wykonałem po godzinie 19:00. Jutro czeka Nas pakowanie obozowiska i dalsza droga. Dzisiaj poczuliśmy się jak na wakacjach zorganizowanych przez biuro podróży, zawieszeni w błogiej nieświadomości, piwko, plaża, ładne dziewczyny opalające się toples…



Dzień 7: 02.07.2015 - Krvavica – Korana = 273,8 mil = 440,8 km







Tego dnia chcieliśmy wstać trochę wcześniej, ponieważ przed Nami była wreszcie jakaś konkretna odległość do pokonania a nie marne 100 km wokół komina. Szybkie śniadanie, pakowanie i w drogę. Wracamy na Magistralę Adriatycką, która jest fragmentem trasy europejskiej E65 w celu poszukiwania kolejnych ciekawych winkli. Z Krvavicy kierujemy się na Split. Początkowo chcieliśmy zatrzymać się w Splicie i zobaczyć coś ciekawego ale z uwagi na bardzo duży ruch zarówno samochodów jak i pieszych odechciało Nam się zwiedzania. Nie ma się co dziwić ponieważ Split jest drugim co do wielkości miastem Chorwacji pod względem liczby ludności a jego starożytna przeszłość przyciąga również znaczne rzesze turystów. Przejechaliśmy przez centrum miasta obok kościoła Sveti Frane, rzut oka na marinę, przejazd obok stadionu Poljud oraz hali sportowej Spaladium Arena i to byłoby całe zwiedzanie.





Upał dokuczał Nam niemiłosiernie. Podczas jazdy jakoś dawało się wytrzymać ale wystarczyło zatrzymać się na chwilę i pot lał się strumieniami.
Testowałem różne opcje ubioru niekoniecznie motocyklowego, koszulka i kurtka, kurtka bez koszulki, koszulka bez kurtki. W pewnym momencie zdjąłem nawet koszulkę ale długo tak nie jechałem bo samochody z naprzeciwka migały długimi światłami – chyba oślepiałem kierowców ;d







Kolejny cel na trasie to miasto Szybenik zwiedzanie podobne do tego jakie zastosowaliśmy w Splicie. W miejscowości Zadar zatrzymaliśmy się na dłużej, zjedliśmy obiad, trochę odpoczęliśmy bo zmęczenie spowodowane upałem dawało już Nam się we znaki. Tankujemy paliwo do motocykli na stacji INA (5,98 zł/L).









W miejscowości Karlobag żegnamy się z Adriatykiem, zjeżdżamy z Magistrali Adriatyckiej na drogę krajową numer 25, która prowadzi Nas aż do miejscowości Korenica skąd już tylko 20 minut na camping Korana.





Na campingu meldujemy się kilka minut przed godziną 19-tą. Te 20 minut o których wcześniej wspominałem przerodziło się w niecałe 40 minut ponieważ miałem mały problem z odszukaniem campingu, który znajduje się przy głównej drodze, już wtedy te całe jeziorka przestały mi się podobać pomimo, że jeszcze nic nie widziałem.
W trakcie zapoznawania się z cennikiem obowiązującym na campingu podjechały dwa motocykle z Polski. Dwie sympatyczne pary spod Lublina i wiadomo co będzie jak spotka się Polak z Polakiem a co dopiero kilka osób. Rozbiliśmy namioty, szybki prysznic i zabieramy się za wymianę doświadczeń związanych z podróżą.
Roberta (jednego z poznanych rodaków) spotkałem w sierpniu w Bieszczadach na festiwalu Bies Czad Blues – jaki ten świat mały.

Autokamp Korana do tanich nie należy 210 kun (121,8 zł) od osoby za dwa dni, tradycyjny zestaw czyli namiot i motocykl ale za to standard mają wysoki, rozległy teren, dużo przestrzeni dla każdego, czysto zarówno w łaźniach jak i na samym campingu. Na terenie ośrodka znajduję się mini market, restauracja, bar, dostęp do darmowego wi-fi, wprawdzie nie na terenie całego ośrodka ale jest.



Dzień 8: 03.07.2015 - Korana – Plitwickie Jeziora – Korana = 14,5 mil = 23,3 km



Cały dzień (dokładnie 6 godzin nie licząc dojazdu) poświęciliśmy na zwiedzanie Nacionalni Park Plitvička Jezera. W tym dniu przejechaliśmy najkrótszy dystans podczas całej wyprawy ale w myśl zasady dzień bez motocykla to dzień stracony nie skorzystaliśmy z darmowych autokarów kursujących pomiędzy campingiem Korana a Parkiem Narodowym Jezior Plitwickich tylko podjechaliśmy właśnie na motocyklach.



Bilet wstępu (normalny) na Plitwickie Jeziora w okresie wakacyjnym (01.07.-31.08.) kosztuje 180 kun (104,4 zł) i chętnych na zwiedzanie nie brakuje. Sprzedaż biletów odbywa się sprawnie i nie trzeba czekać w długich kolejkach, można płacić zarówno gotówką jak i kartą. Myśmy zapłacili gotówką ponieważ zostały Nam pieniądze, które wcześniej były zabezpieczone na campingi a to był ostatni dzień który spędziliśmy na płatnym campingu.





Woda tak czysta, że bez problemu można dostrzec dno jeziora i pływające pstrągi potokowe.













Park Narodowy Jezior Plitwickich znalazł się na liście Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO.

















Niektóre wodospady naprawdę robią wrażanie tym bardziej, jak ogląda się takie widoki pierwszy raz w życiu.













Podsumowując wizytę w Parku Narodowy Jezior Plitwickich, jeżeli jednego dnia chce się zobaczyć wszystko to trzeba nastawić się na mnóstwo chodzenia ale nie jest znowu aż tak męczące, piękne widoki ale moim zdaniem jedna taka wizyta w ciągu życia w zupełności wystarczy.
Ja drugi raz, raczej bym tam nie pojechał nawet gdyby ktoś zapłacił mi za wstęp :)



Dzień 9: 04.07.2015 - Korana (HR) – Dobra Niva (SK) = 457,3 mil = 736,25 km



Dziś na dobre żegnamy się z Chorwacją i mamy w planach dojechać na północ Węgier a może i dalej, na Słowację. Wstajemy rano około godziny 7:30 ponieważ o 8:00 otwierają restaurację zlokalizowaną na campingu, gdzie w miłej atmosferze wraz ze znajomymi spod Lublina jemy wspólnie śniadanie. Pakujemy namioty, wszystko odbywa się szybko i sprawnie, spragnieni kilometrów odjeżdżamy z campingu Korana kierując się w stronę granicy chorwacko – bośniackiej. Tak mi się spodobało w Bośni, że jeszcze raz chciałem tam wrócić pomimo, że mogliśmy kierować się na Karlovac następnie za Zagrzeb to wybrałem właśnie drogę M14 w Bośni. Odcinek tej drogi wzdłuż rzeki Una od miejscowości Pokoj do Bosanska Otoka to była jazda, oczywiście wszystko w granicach rozsądku :)

Granicę z Chorwacją przekroczyliśmy w miejscowości Jasenovac, stamtąd kierowaliśmy się drogą 47, następnie E661 do przejścia granicznego w miejscowości Barcs, gdzie drogą numer 68 dojechaliśmy do autostrady M7 no i pojawia się nuda.
Chociaż do końca nie można powiedzieć, że było aż tak nudno ponieważ pech chciał, że wjechaliśmy do centrum Budapesztu skąd wyjeżdżaliśmy blisko dwie godziny. To była chyba moja największa porażka nawigacyjna jaką do tej pory popełniłem, nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek aż tak się pomylił a Krzysiek z Auto Mapy nie ułatwiał nam wyjazdu, oj co chłopak wtedy się wysłuchał.
Później pocieszałem się, że przy okazji zwiedziliśmy Budapeszt ale miało to mało wspólnego ze zwiedzaniem.





Po całym dniu spędzonym na motocyklach i przejechaniu blisko 740 km w miejscowości Dobra Niva na Słowacji trafiamy na to samo „pole namiotowe” na którym spaliśmy pierwszego dnia Naszej wyprawy. Rozbijamy namioty prawie w tych samych miejscach gdzie stały 9 dni wcześniej.
W tym dniu przejechaliśmy najdłuższy dystans podczas całej wyprawy ale nie czuliśmy aż tak ogromnego zmęczenia jakby mogło się wydawać. Jechało się fajnie… i szybko :)



Dzień 10: 05.07.2015 - Dobra Niva (SK) – Świerklany (PL) = 163,9 mil = 263,88 km



Ostatni dzień Naszej wyprawy motocyklowej do Chorwacji, było fajnie ale kiedyś wszystko się kończy zwłaszcza to co dobre, to wyjątkowo szybko się kończy. Początkowo chcieliśmy wracać do Polski przekraczając granicę w Korbielowie jednak za miejscowością Bańska Bystrzyca przypomniało mi się o ciekawym odcinku drogi numer 14 u podnóża Karpat Zachodnich. Nie nastawialiśmy się na szybki przelot do Polski dlatego wybrałem trochę ciekawszą trasę aby móc jak najdłużej cieszyć się z wyjazdu.



Do Żor dojeżdżamy w samo południe, ponownie zatrzymaliśmy się na stacji Statoil (4,91 zł/L), zatankować motocykle do pełna aby móc później podliczyć spalanie z całej trasy.
Krótkie pożegnanie i każdy pojechał w kierunku swojego domu.

Zawsze powtarzam, że podczas tego typu wyjazdów nie jest ważne gdzie się jedzie, pogoda również nie jest aż tak istotnym czynnikiem, najważniejsze jest to z kim się jedzie. Z Kapatem miałem okazję uczestniczyć w podobnym wyjeździe w ubiegłym roku do Rumunii, jechaliśmy jeszcze Drag Star’ami i za Niego jestem pewny na 100% w każdej sytuacji. Jacala okazał się doskonałym towarzyszem podróży, nie narzekał, że jedziemy za szybko albo za wolno, za długo, droga nieodpowiednia dla Jego Stratoliner’a, itd. Mógłbym z Nim jechać na kolejną wyprawę.



Pokonany dystans podczas całej wyprawy = 1996,1 mil = 3213,7 km.

Wyprawa szczęśliwe dobiegła końca i znów można rozpocząć planowanie kolejnego sezonu.
W przyszłym roku chyba wybiorę jakieś chłodniejsze klimaty, może północ Europy ?

KONIEC



Krótkie podsumowanie kosztów wyjazdu.

Koszta noclegów:

1. Camp Sunce Žuljana, poniedziałek 29.06. (dzień 4) – 65 kun = 37,7 zł od osoby (mały namiot, motocykl)
2. Auto Camp Krvavica, wtorek 30.06. i środa 01.07. (dzień 5 i 6) – 150 kun = 87 zł od osoby za dwa dni (mały namiot, motocykl)
3. Autokamp Korana Rakovica, Plitwickie Jeziora, czwartek 02.07. i piątek 03.07. (dzień 7 i 8) – 210 kun = 121,8 zł od osoby za dwa dni (mały namiot, motocykl)

Razem za pięć noclegów na kampingach = 425 kun = 246,5 zł

Koszta tankowania, ilość paliwa, spalanie:

1. Całkowity koszt tankowania w zł: 651,07
2. Ilość spalonego paliwa w L: 123,86
3. Średnie spalanie z całej trasy w L/100km: 3,93

Pozostałe koszta:

1. Jedzenie, napoje, itp. = 850 kun = 493 zł
2. Płatności kartą za jedzenie (Słowacja, Węgry, Bośnia) = 124,07 zł
3. Bilet na Plitwickie Jeziora 180 kun = 104,4 zł

Ostateczny koszt wyjazdu = 1616,14 zł*

* nie wliczając jedzenia z Polski na pierwszą kolację i śniadanie za ok. 40 zł

Dziękuje za poświęcony czas.

[ Dodano: 2015-12-26, 22:31 ]
Przepraszam użytkowników forum, którzy zamieścili komentarze w tym temacie a ich posty zostały usunięte.
Chciałem żeby cała relacja to był jeden, pierwszy post w temacie a pod spodem były Wasze komentarze ale nie dało się tak zrobić i Wasze posty niestety usunięto :(
_________________
Suzuki DL 650 V-Strom K9
НЕ ХОЧЕШЬ - НЕ ВЕРЬ МНЕ < kliknij \m/
 
 
Dariow 


Model: SYMPATYK
Rocznik: 2008
Wiek: 55
Dołączył: 14 Lis 2010
Posty: 883
Skąd: Katowice
Wysłany: 2015-12-26, 23:55   

Jędrek brawo super to opisałeś ;d
_________________
SREU #0898
 
 
DRAGON 



Model: MS1900
Rocznik: 2008
Wiek: 58
Dołączył: 21 Maj 2012
Posty: 4427
Skąd: Gliwice
Wysłany: 2015-12-27, 08:32   

Fajna, fajnie opisana wyprawa ;D . Informacje w niej zawarte na pewno niejednemu się przydadzą. ;D
_________________
Każdy jest księżycem i ma ciemną stronę, której nie pokazuje nikomu.
 
 
Piotruś Pan 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2010
Wiek: 64
Dołączył: 22 Wrz 2010
Posty: 447
Skąd: Żabia Wola
Wysłany: 2015-12-27, 09:01   

Super wyjazd ;D i nie trzeba spać po hotelach ..
_________________
Mam marzenia i będę je realizował.
 
 
pyra 



Model: SYMPATYK
Dołączył: 08 Gru 2011
Posty: 5355
Skąd: pyrlandia
Wysłany: 2015-12-27, 09:45   

i to jest TO, :brawo:
_________________
Bo droga jest celem
 
 
kacmar 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2008
Dołączył: 23 Paź 2011
Posty: 1998
Skąd: SZ
Wysłany: 2015-12-27, 11:15   

Brawo Jędrek, brawo Wy :)
_________________
Pozdrawiam Mirek

 
 
tplonka 


Model: SYMPATYK
Rocznik: 2006
Wiek: 43
Dołączył: 12 Lis 2012
Posty: 90
Skąd: Kęty
Wysłany: 2015-12-27, 11:53   

jędrek, super!! zazdraszczam ;-)
_________________
Tomek
SREU #0895
 
 
jędrek 



Model: SYMPATYK
Wiek: 39
Dołączył: 22 Sty 2010
Posty: 334
Skąd: Świerklany (GŚ)
Wysłany: 2015-12-27, 12:32   

Dzięki chłopaki za miłe słowa :browarek:

DRAGON napisał/a:
Informacje w niej zawarte na pewno niejednemu się przydadzą. ;D

Między innymi dlatego tak długo opisywałem Nasz wyjazd ponieważ chciałem umieścić w nim kilka informacji, które mogą się jeszcze komuś przydać.

Piotruś Pan napisał/a:
i nie trzeba spać po hotelach

Piotruś mi się podobają tego typu wyjazdy i póki jestem młody i mi się chce tak podróżować to pewnie jeszcze nie jeden wyjazd będzie w podobnym stylu ;D
_________________
Suzuki DL 650 V-Strom K9
НЕ ХОЧЕШЬ - НЕ ВЕРЬ МНЕ < kliknij \m/
 
 
Piotruś Pan 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2010
Wiek: 64
Dołączył: 22 Wrz 2010
Posty: 447
Skąd: Żabia Wola
Wysłany: 2015-12-27, 15:30   

jędrek,

Ja już nie taki młody a też mi się podobają :hahaha:
_________________
Mam marzenia i będę je realizował.
 
 
witek1965 



Model: DS 1100 Classic
Rocznik: 2008
Wiek: 59
Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 14512
Skąd: Gdzieś
Wysłany: 2015-12-27, 18:29   

jędrek napisał/a:
Na najwyższy wierzchołek Sveti Jure (Św. Jerzego) 1764 m n.p.m. nie wjechaliśmy
no to powiem, że jest czego żałować.
Wyprawa super. Brawo WY !
_________________
Motul 5100 4T 15W50, NGK BPR7EIX
Moje moto
XVS 650 - był
XVS 1100 - jest
DL-650 - jest



***** ***
 
 
remol71 



Model: DS 650 Custom
Rocznik: 1999
Wiek: 53
Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 1858
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-12-27, 19:00   

Fajna wyprawa ale szkoda Kapata.

jędrek napisał/a:
Na najwyższy wierzchołek Sveti Jure (Św. Jerzego) 1764 m n.p.m. nie wjechaliśmy

No to żałujcie.

jędrek napisał/a:
Średnie spalanie z całej trasy w L/100km: 3,93

To jest piękne w DL-u :)

Z przyjemnością przeczytałem relację przy piwku :browarek:
_________________
Suzuki V-Strom 1050 XT
 
 
arkady007 


Model: MS1900
Rocznik: 2011
Wiek: 52
Dołączył: 23 Maj 2015
Posty: 208
Skąd: Kraków
Wysłany: 2015-12-27, 19:11   

Fantastyczny język opisu - serdeczne gratulacje.
Może by tak przewodnik Kolega napisał (ilość foto jest spoko - tylko dodać więcej opisów) :)
_________________
Arkady007
Był Stryker 1300 Raider zakupiony :)
Z motocyklami jest jak z wódką...
Fun zaczyna się od litra ...
 
 
jędrek 



Model: SYMPATYK
Wiek: 39
Dołączył: 22 Sty 2010
Posty: 334
Skąd: Świerklany (GŚ)
Wysłany: 2015-12-27, 21:04   

witek1965 napisał/a:
jędrek napisał/a:
Na najwyższy wierzchołek Sveti Jure (Św. Jerzego) 1764 m n.p.m. nie wjechaliśmy
no to powiem, że jest czego żałować.


remol71 napisał/a:
No to żałujcie.


witek1965, remol71 Fajnie, że zwróciliście uwagę na to zdanie, jak ktoś przeczyta moją relację i będzie planował podobny wyjazd to już będzie wiedział gdzie ma jechać i co zobaczyć.

Dzięki temu, że my nie wjechaliśmy na tą górę to może będzie okazja żeby jeszcze kiedyś wybrać się na motocyklu do Chorwacji, bo do Bośni to na pewno jeszcze raz pojadę :)

arkady007 napisał/a:
Fantastyczny język opisu - serdeczne gratulacje.
Może by tak przewodnik Kolega napisał (ilość foto jest spoko - tylko dodać więcej opisów) :)

Przy tym opisie i tak już wzniosłem się na wyżyny mojej literackiej inteligencji :hahaha:

Moja polonistka z technikum na lekcjach zawsze nam powtarzała żebyśmy wytężyli nasze tępe umysły techniczne i sklecili kilka zdań poprawną polszczyzną, może teraz byłaby ze mnie dumna albo przynajmniej pochwaliła ;D (na co dzień posługuję się gwarą śląską, nawet w pracy).
_________________
Suzuki DL 650 V-Strom K9
НЕ ХОЧЕШЬ - НЕ ВЕРЬ МНЕ < kliknij \m/
 
 
witek1965 



Model: DS 1100 Classic
Rocznik: 2008
Wiek: 59
Dołączył: 28 Maj 2009
Posty: 14512
Skąd: Gdzieś
Wysłany: 2015-12-27, 22:02   

jędrek napisał/a:
to może będzie okazja żeby jeszcze kiedyś wybrać się na motocyklu do Chorwacji,
na motocyklu czy puszką, Chorwacji nie da sie "zaliczyć" jednym strzałem. Byl;iście blisko Korculi i wielu innych super miejsc. Moim zdaniem, minimum 3 wycieczki podzielone na regiony do zaliczenia. Południe, środek i północ.
_________________
Motul 5100 4T 15W50, NGK BPR7EIX
Moje moto
XVS 650 - był
XVS 1100 - jest
DL-650 - jest



***** ***
 
 
wemar 


Model: RS1700
Rocznik: 2006
Dołączył: 16 Sty 2013
Posty: 1133
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2015-12-27, 22:18   

:brawo:
_________________
Jeżdżę, ... bo lubię.
 
 
jurek 


Model: DS 1100 Classic
Rocznik: 2003
Wiek: 59
Dołączył: 03 Maj 2010
Posty: 306
Skąd: Morscity
Wysłany: 2015-12-28, 20:40   

Jak dla mnie SUPER no i opis pełna profeska brawo ,brawo
_________________
drag star to podróże, podróże to wolność , wolność to rock and roll
 
 
wolf 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2006
Wiek: 44
Dołączył: 05 Kwi 2010
Posty: 464
Skąd: zadupie w CK
Wysłany: 2015-12-28, 21:31   

Super wyprawa, opis itd tylko 1 aleeeeeeee, czemu zdjęć nie da się powiększyć? :beczy: czy to tylko u mnie tak ;/ rozdzielczość jak ze starego ruskiego telefonu ;p i nic nie widać :?
_________________
Moje filmiki na Youtube
 
 
Dariow 


Model: SYMPATYK
Rocznik: 2008
Wiek: 55
Dołączył: 14 Lis 2010
Posty: 883
Skąd: Katowice
Wysłany: 2015-12-28, 21:43   

Wolf u mnie się powiększają otwiera się nowa zakładka naforumzapodaj :nie_wiem:
_________________
SREU #0898
 
 
lukash 



Model: DS 1100 Classic
Rocznik: 2006
Wiek: 47
Dołączył: 26 Mar 2012
Posty: 39
Skąd: Gliwice
Wysłany: 2015-12-28, 21:49   

Super wyjazd, świetna relacja!
_________________
Psy patrzą na nas z szacunkiem, koty z pogardą, a świnie jak na równych sobie.
[Winston Churchill]
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group