YAMAHA Drag Star FORUM
FAQFAQ  Mapa GoogleMapa Google  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Rumunia Czerwiec 2012
Autor Wiadomość
kostass 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2009
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 2111
Skąd: GŁ Grupa Łódzka
Wysłany: 2012-07-01, 13:35   Rumunia Czerwiec 2012

Tak jak obiecałem przekleję z forum V-Strom opis naszej czerwcowej imprezy do Rumunii
Królik musi jeszcze popracowac z linkami do zdjęc i filmów ale mam nadzieje ze sobie poradzi .



Zacząłęm swoja relacje pisac w propozycjach wycieczek ale kolega Grzegorz skorygował moje poczynania dlatego prolog i 1 dzień przeklejam w tym temacie i ciągne dalej .

PROLOG-przygotowania

W naszym wyskoku do Rumunii miało jechać 5 motorów . Ja i Królik na jednym Sztormiaku , Grzesiek na drugim , Jurek na Vulkanie 800 , Piotrek na Maruderze oraz Illusion na Road Starze . Iluusion niestety albo na szczęscie dla jego motoru nie pojechał . Miałem racje , żeby nie ruszać sie Midnight Starem 1300 w te tereny . Serce by mi pękło na niektórych odcinakach dróg a i pokonanie Transalpiny byłoby chyba niemozliwe . Ale o tym pozniej .
Przymiarki do pakowania zajęły nam 3 dni . Zestaw kufrów Suzuki + 52l torba na centralkę , materace przytroczone do prawego gmola , 2 dyżurne butelki wody do lewego .
Dzień 1

Umówieni byliśmy w niedziele z resztą ekipy na MC pod Piotrkowem .
Ale juz na wstępie zonk , nasz dwójka + bagaz spowodowała dobijanie tylnego zawieszenia i obcieranie tylnego koła . Powód : zmienione kości zawieszenia . Przez długi weekend nie chciało mi sie jechac z Kalisza do Łodzi zeby wymienic kości wiec w niedziele rano wyjazd o 6.40 z Kalisza i lece do Łodzi tam szybka zmiana kości i w końcu mozna normalnie jechac . Niestety straty były ale o tym poźniej . Rada , jak obnizyliście motor a wybieracie sie z pełnym obciązeniem w trasę , zmiencie kosci na oryginalne . Moto na pewno siądzie tak jakby był obnnizony ale nie bedzie dobijał . No dobra kości zmienione , telefon do reszty ekipy i ruszamy . Mamy godzine w plecy ale nadrobimy . Trasa wiedzie przez Piotrków , Częstochowę do A4 dalej do Nowego Targu . Za Częstochową doganiamy ekipę . Predkości przelotowa spada ale nic nas nie goni . Pogoda idealna do jazdy. Ciepło ale nie upalnie , ruch niewielki jak to w niedziele . Kiepski obiadek w karczmie w Bukowinie i prosto do Jurgowa .
Jesteśmy na Słowacji , niestety pogoda sie pogorszyło . Zaczeło padać . Nie zeby jakos strasznie ale woda z góry i z dółu zatrzymuje naszą kolumne . Jurek , Piotrek i Grzesiek zakałdają przeciwdeszczówki . My z Królikiem testujemy nasze membrany. Jedziemy dalej przez Poprad w kierunku na Rożnavę . Przejazd przez góry szybko sprawnie i bez emocji . Szybko docieramy do granicy z Węgrami , niebo sie przetarło wyszło śłonce , jak to najczesciej bywa na Madziarach . Na granicy stajemy i tu objawia sie pewnego rodzaju fobia Jurka . Objawia sie ona zamiłowaniem do fotografowania sie pod wszystkimi mozliwymi flagami . Na początek dostałem opieprz ze nie zatrzymałem sie na przejsciu po stronie słowackiej , bo tam tez były flagi tylko od razu węgierskiej.
Dobra zdjęcia zrobione , cos przegryżlismy "na koń" i lecimy dalej . Droga do Miszkolca to droga przez mękę . Prosta równa , szeroka droga chciałoby sie przycisnąć ale z policją wegierska sie nie podyskutuje nie tylko ze względu na słabą znajomość węgierskiego . Miszkolc za nami teraz kierunek Tokaj , cel pierwszego dnia naszej wyparwy . Za Miszkolcem idzie troche szybciej . Droga prosta pusta , jedziemy przepisowo ale kiedy wyprzedza nas jakis tubylec puszka rura i za nim . Robi sie pozno a za dnia chcielibyśmy znaleźć nocleg . W oddali przed nami widze grupe motocykli , moze to jakas grupa do której bedziemy mogli dołączyć ? Skrecają na parking i ups konsternacja . Motory to kredensy (Gold Wing albo HD Electra ) ale kierowcy maja na sobie pasy odblaskowe z napisem POLICE ...hm niezły patent .
Zbliza sie Tokaj i 21.30 ... troche czasu nam zajęło te 750km ale nic nas nie goniło wiec nie gnalismy . Znajdujemy camping nad rzeką . Za 55Euro wynajmujemy apartamet ...tak nazywał go Węgier z campingu . troche to szumnie zabrzmiało ale domek z 4 sypialniami na piętrze na parterze kuchnia i łazienka i to co najbardzije lubie altanka . Tuz obok płynie sobie jakis dopływ Cisy. Jest ok .
I moj pierwszy "paciak" . Chciałem zparkowac motor w głebi podwórka niestety nie wziąłem pod uwage ze przez tylne kufry stał sie troche szerszy . Chciałem sie wcisnąć miedzy wysoki krawężnik a stolik turystyczny , właśnie ten stolik mnie brutalnie odepchnął i leżę . Na szczęscie motor połozył sie na trawę , strat własnych nie było .
Wieczór jak to wieczór , jakas flaszeczka , nocne Polaków rozmowy , plan na nastepny dzień . Własnie tak sobie planowalismy , mielismy zaznaczone miejsca ale jak jechac decydowalismy wieczorem . Jak nam sie chciało i na co mielismy ochotę . Znów zaczęło padać i to były ostatnie deszcze w czasie naszej wyprawy .
Do snu koiło mnie dochodzące zza ściany miarowe chrapanie Jurka .




https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien1Tokaj?authuser=0&feat=directlink



Dzień 2

Wstaliśmy bladym świtem tak około 8 rano . Za oknem szaro-buro siąpi drobny deszcz ale cóz trzeba jechac dalej . Jak zwykle rano , pakowanie śniadanko i w droge . Kierunek granica z RUmunią pod Satu Mare . Droga wiedzie przez Nyiregyhaza , jak komus nie zalezy na odwiedzeniu Tokaju tylko na szybkim przelocie to niech kieruje sie na autostrade pod Miszolecem i nadrabiajac troche km ale oszczędzając sporo czasu dojedzie do wspomnianego miasta .
Jedziemy , deszcz siąpi , a my jedziemy 70-80 ..w porywach 90.
Na jednym z przystanów zorientowałem sie , ze chmura deszczowa przesuwa sie dokładnie w tym kierunku co jedziemy , a my jedziemy tak szybko jak ona sie przesuwa i jak tak dalej pojdzie to nie wyjedziemy z niej . Dłuższy postój załatwił problem . NA granicy juz było sucho a słoneczko nieśmiało przebijało sie przez chmury . Nasi towarzysze na choperkach znów sie tankowali . Później wychodziło mniej wiecej tak ich 3 tankowania nasze 1 . Dobrze , że byli bo można było sobie robić przerwy od tankowania do tankowania , a to że tankowali inni to juz nie miało znaczenia , można było rozprostować kości. Jedziemy ... po drodze zahaczyłem o bank gdzie dokonaliśmy wymiany srodków płatniczych obcych na lokalne oraz sprawdziliśmy działanie rumunskiego bankomatu . Dostałem juz obciazenie z banku za 500 leji zapłąciłem 510pln czyli w zaokragleniu 1:1 . Kursów walut nie pamietam , ale porównywalny jak w Polsce . Z wymiana walut było trochę gorzej , troche papierków , spisywanie z paszportu i nie przyjęcie wszystkich dolarów z uwagi na cos czego Jurek i Piotrek nie mogli pojąć . Policji nie wzywali wiec albo to nie były fałszywki ale maja ich tyle ze rumuńskim stóżom prawa nie opłaca sie interweniowac w takich przypadkach .
Dobra jedziemy dalej .... zaczynają sie górki Maramureszu , porośnięte pięknymi bukowymi lasami , zakręty , agrafki ale bez szaleństw . No i dziury na drodze .... 40-60 to zalecana prędkość . Raptem słysze klakson i miganie światłami . Jurek daje mi znaki ze cos z bagazem . Zatrzymuje sie patrzę a tu otworzył sie jeden z bocznych kufrów . Na szczęście oba boczne kufry zabezpieczylem gumami więc nic sie wysypało na droge .
Poźniej widziałem u dwóch gości ze Śląska fajny patent . Boczne kufry spięte były pasami transportowymi . Łatwe szybkie do zapięcia i rozpięcia . Lepiej sie to sprawdzi niz gumy .
Kufer dopiety dodatkowo zabezpieczylem go sznurkiem , który zakupiłem ,żeby wieszać na drzewie jedzenie w ochronie przed niedźwiedziami . Jedzimy drogą 19 w kierunku Sapanty . Wyszło słońce robi sie co raz cieplej , w mijanych wsiach pozdrawiają nas i mali i duzi mieszkancy . Jest super . Po drodze wjeżdzamy do restauracji na obiadek . Juz przy zamawianiu Jurek mnie "osłabia" , robie za tłumacza ale jak jest zasmażana marchewka z groszkiem , nie wiem . Zeby nie wdawac sie w zbedne dyskusję na wszeli wypadek mówię ze " marchewka wyszła " i zeby zamówił coś innego. Ja tradycyjnie jak to w Rumunii zamawiam mittitei szt 5 . Nie zawsze są dobrze przyrządzone ale i tak mi smkuja (to takie małe kiełbaski z mielonego miesa pieczone na grillu) . Reszta zamawia złote kartofelki , surówki i nasze schabowe . Za 2 drugie dania mineralke i 2 kawy 50 pln to nie była wygórowana cena .
Droga wiedzie wzdłóż granicy z Ukraina która widac z drugiej strony rozległej doliny . Wjezdzamy do Sapany , wieś czysta zadbana , mijamy całkeim nowoczesne pensjonaty . Wprawdzie nie przejechalismy jakiegoś szaleńczego dystansu raptem ze 250 km ale zmeczenie daje znac o sobie . Walimy prosto pod cmentarz . A tu autokary , wycieczki szkolne i pracownicze . Postanawiamy sie najpierw rozlokować . Traf chciał ze znjadujemy miejscówke 50 m od cmetarza w bardzo czystym i schludnym miejscu . To nic ze nasze okno wychodziło na "salon" , cena była w miare przystepna około 40 leji za osobę .
Motory na zamykanym podwórku , my "krótkie galoty" i na cmentarz . Opisywac nie bede juz tyle razy to było robione , zreszta samemu trzba jechać i zobaczyc .
Po wizytacji cmentarza , mały spacer po okolicy tz przeszlismy 300 m w jedna strone i tyle samo w druga . Poźniej zasiedliśmy w małej pijalce sączymy leniwie Ursusa , az tu nagle wyjezdzający z bocznej ulicy samochód najechał na kanał odpływowy zabezpieczony prętami , które "puściły" i przednie prawe konto wpadło w dziurę . Niestety nie wiecznilismy tego momentu stosowną fotografia . Rzucilismy sie razem z tubylcami z pijalki na pomoc . Tyl samochodu wysoko zadarty do góry , przód oparł sie zderzakiem i progiem o brzeg kanału . Ale co to dla nas . Chwila i samochód stoi na kołach .... i tu konsternacja . Kierowca zamist nam dziękowc to ma pretensje ze go wyciagnelismy a on chciał wzywac policej . Proponujemy ze znów ten samochód mozemy wrzucic do dziury , ale chyba taka opcja nie zadowala kierowcy macha ręka i odjezdza .
A my po nastepne piffko . Poźniej , znów długie Polaków rozmowy przy kieliszku , kolacyjka przed naszym lokum i spac . Słońce zaczeły zakrywac chmury ... w nocy była straszna burza ale za to jakie powietrze ......cdn
https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien2Sapanta?authuser=0&feat=directlink

[ Dodano: 2012-07-01, 13:38 ]
Dzień 3

Po nocnych ulewach , rano powitało nas piękne słońce . Szybkie śniadanie pakowanie i w drogę . Po drodze stanelismy w Kauflandzie zrobić zakupy . Pod sklepem spotkało jedno z wielu sympatycznych zachowań mieszkansców Rumunii. Pod sklepem miotalismy się z monetami do wózka , kiedy podszedł do nas facet dał mi 50 bani do wozka i nie chciał zadnych pieniedzy nawet jak mu za 1/2 leia dawałem mu 1 . Bardzo było to miłe , zresztą w czasie naszej podrózy spotykalismy się tylko z miłym zachowaniem ze strony mieszkanców . Stereotypy na temat „Rumunów „ można schować głęboko . Raz tylko spotkalismy się z przypadkiem żebrania na granicy wegiesko-rumuńskiej . Trzeba troche uwazac na cyganów ale o tym poźniej .
Więc zanurzamy się w góry Marumureszu . Droga z Bors wiedzie przez góry , przełęcz jest na wysokosci 1400m npm a dalej już tylko dzikie i sałbozaludnione góry . Droga na początku ok zmienia się w koszmar , poźniej na gps wyszło ze średnia predkosc z postojami wyniosła 21km/h . Dziury , doły kamienie , szutry i piekne widoki skutecznie ograniczały predkość . Niestety nie było nawet śladu niedzwiedzi . Założyliśmy sobie ze około 17 zaczynamy szukac noclegu , ale biorąc pod uwagę dystans jaki w ciagu dnia przejezdzalismy oraz czas w zasadzie nigdy nie udało nam się tego okreslić . W Rumunii nie ma sensu planować dystansu do pokonania , zawsze znajdzie się powód zeby się zatrzymac , zreszta zegarek na wakacjach jest rzeczą zbedną . Tego dnia przejechalismy około 350 km ale zajęlo nam to ponad 10 godzin .
Szukanie tego dnia tez nie obyło się bez przygód , do hotelu prowadziła dość stroma i waska droga , z góry nie wygladało to źle ale kiedy zaczelismy zjezdzac to okazłąo się ze dobrze zrobiłem ze kazałem Krolikowi zsiąść z moto . Najpierw ABS uratował mnie przed upadkiem na kamieniach , ktorymi była wysypana droga , poźniej wyłozono ją plytami wzdłuż wąsko stromo i Ogryzek lezy na lewym boku oparty o płot . Udalo mi się go podniesc obejść z drugiej strony i wsiąść . Niestety wysokość motoru i ostry spadek i brak nóg spowodowało ze połozyłem go na lewo i już nie dało się go podniesc . Na szczescie nadeszła odsiecz Grzesiek i Jurek pomogli podniesc i zaasekurowali jak ruszałem . NA biegu i obu hamulcach dotarłem na dól ale cały wieczór zastanawialismy się jak podjedziemy . Wieczór tradycyjnie przy piffku i planowaniu nastepnego dnia …..

https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien3PechowyNocleg?authuser=0&feat=directlink
Dzień 4

Tego dnia mielismy zaplanowany przejazd przez wąwóz Bicaz i dojazd do Braszowa . Od hotelu do wąwozu mielismy niedaleko . Nie będę się rozpisywał , zdjęcia czy filmy tez nie oddadzą piękna tego miejsca . Dalsza jazda to już głowne drogi i walka o życie . Przejazd przez Braszow tez szybko i spokojnie . Rumuni włozyli sporo wysiłku zeby usprawnić ruch w miastach . Szerokie ulice zamiast światel ronda więc praktycznie nigdzie na szczescie nie staliśmy szczegolnie ze z nieba lał się żar.
Dojechalismy do Rosnova , z daleka widac mury wielkiego zamku . Troche kluczylismy zeby do niego dojechać . W koncu udało się ale jakos nikomu nie chciało zwiedzac zamku . Postanowiliśmy
zwiedzić go w następnych dniach . Wyjazd z Rosnowa tez nie obył się bez przygód . Nie ustawiłem gipka i zamiast wyladowac w Branie pojechalosmy drogą na Sinaię Ploesti . Super , szeroka równa i super winkle i agrawki . Dodatkowe 60 km nie zrobiło wrazenia po drodze zjedlismy obiad za 13 lei miesko ziemniaki i napoj do wyboru .
Do Branu dojechalismy już bez prblemu . Szukanie noclegi zaczelismy od campingu . Po wyliczeniach własciciela wyszło za osobe , namit i motor 39 lei . Jak na nasze ostatnie wydatki za noclegi to wyszlo bardzo drogo . Zostawiłem towarzystwo na campingu i pojechałem solo szukac innej miejscówki . Podjechalem do pensjonu Mir/Marina ul Branului 55 www.pensiunea-marina.ro . Na wjeżdzie kolejny paciak tym razem w trawę . Włascicielka , całkiem apetyczna brunetka okazala się skora do negocjacji . Wyszło 300lei za 2 dni za naszą 5 , lokal to jak to oni nazywają apartamet , 3 sypialnie , łązienka , kuchnia miejsce do grilowania i co wazne pralka do dyspozycji . Jednym słowem to co „tygrysy lubią najbardziej „ . Wrocilem po resztę ekipy ale zaczałem kombinować , ze miejsce jest idealne na wypady i po co szukac czegoś nowego . PO dotarciu na miejsce dałem właścicielce temat do zastanowienia ...ile kosztować będą 3 noce …. wyszło 400lei co dało 26 lei za noc od osoby . W sezonie pewnie będzie drozej ale miejsce do wypadów jest ok .
Poźniej zrobilismy mały spacerek do pobliskiego marketu po zakupy i tradycyjnie wieczorne rozmowy tym razem przy grillu . Na następny dzień zaplanowaliśmy Transfogarską .
https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien4Brana?authuser=0&feat=directlink
_________________
Garfield i .... w oczekiwniu na nowego Ogryzka
 
 
burza 



Model: RS1700
Rocznik: 2006
Wiek: 50
Dołączył: 07 Lip 2011
Posty: 6692
Skąd: GŁ Koluszki
Wysłany: 2012-07-01, 17:17   

kostass napisał/a:
Wieczór jak to wieczór , jakas flaszeczka , nocne Polaków rozmowy


kostass napisał/a:
nastepne piffko . Poźniej , znów długie Polaków rozmowy przy kieliszku


kostass napisał/a:
Wieczór tradycyjnie przy piffku


kostass napisał/a:
spacerek do pobliskiego marketu po zakupy i tradycyjnie wieczorne rozmowy


kostass, z tej strony to Cię nie znałem ;D
ale wyprawa musiała być fajna...
_________________
RS 1700 SILVERADO Midnight Star - diabeł
każdy kij ma dwa końce, tylko proca ma trzy...
 
 
Merlin 



Model: MS1900
Rocznik: 2008
Wiek: 62
Dołączył: 17 Sie 2008
Posty: 3291
Skąd: JANKES - RACIBÓRZ
Wysłany: 2012-07-01, 17:49   

Super :brawo:
ale linki do fotek nie działają.

Napisz coś jeszcze o stanie dróg, bo pojadę tam na MS-ie a Twoje relacje zmartwiły mnie.
_________________
Maciek
MS (MaStodont) 1900


Lepiej milczeć i uchodzić za głupiego, niż się odezwać i rozwiać wątpliwości.

Piwo bezalkoholowe to pierwszy krok do nadmuchiwanej kobiety.

"Trzeźwość jest do dupy" Ozzy Osbourne
 
 
winiar 


Model: MS1900
Rocznik: 2006
Wiek: 47
Dołączył: 28 Gru 2010
Posty: 1363
Skąd: z Polski
Wysłany: 2012-07-01, 20:04   

kostass, wywrotki chyba już masz za soba bo tyle razy na te kilka dni to już dość?
_________________
winiar dobre pomysły, dobry smak ... a lepsze motocykle ... to miłość ...

XV 1900 Roadliner S
 
 
kostass 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2009
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 2111
Skąd: GŁ Grupa Łódzka
Wysłany: 2012-07-01, 20:44   

Winiar , z tymi rozmowami wieczornymi tak było ale z racji ze nastepnego dnia znów byla jazda więc nie bylo szalenstwa .
Wywrotki to bardziej były zwykłe paciaki na postoju , po prostu nózek czasami zabraknie DL niestety troche wyzszy jest i trzeba uwazac jak sie staje .
Merli , w dalszej częsci pisze o drogach , ale generalnie jest dobrze , głowne drogi sa super , boczne też sa remontowane i w zdecydowanei lepszym stanie niz kilka lat temu . Inna sprawa to ciasne zakręty i agrafki na ktorych niskim motorem nie jestes sie w stanie tak złożyć jak powinno sie złozyc w takim zakręcie i na takiej drodze . Własnie pomyślałem sobie , że nie ma sensu jechac całą Transfogarską i Transalpine . Pierwsza zrobcie od pólnocy tam sa te sławne serpentyny , przejedziecie tunel zrobicie kilka fotek z drugiej strony i wrocicie z drugirj strony . Z południa jest długi podjazd i wcale nieciekawy .
Transalpine lepiej zacząc od południa i zjechac z drugiej strony do pierwszej tamy , reszta trasy jest taka jak tysiace innych kilometrów dróg w Rumunii .
Linki mam nadzieje ze Krolik wkrótce odpali .

[ Dodano: 2012-07-01, 20:48 ]
Dzień 5

Ale ten czas leci już 5 dzien jestesmy w drodze . Dziś kolejne wyzwanie Trasa Transfogarska . Wiele było opisów tego więc nie będę się za bardzo nad nią rozwodził . Postanowiłem „wziąć” ją od południa . Początek czerwca to okres ze może być nie do konca przejzdna ale od tej strony jest większa szansa że wjedzie się dalej . Dojazd do trasy trochę zająl nam czasu . Pojechalismy drogą 73 . W branie zobaczylismy jak wyglada ten niby zamek Drakuli , ten filmowy . Tłumy ludzi , autokarów , pełna komercja . Dalej wskoczylismy na drogę 73C do Curtea de Arges . Po drodze mielismy do zaliczenia ten prawdziwy zamek Vlada Palownika . Znów pokręciliśmy drogę i musielismy wjechać , temperatura minimum 30 stopni a tablica informacyjna wskazuje ze mamy do
pokonania 1480 stopni . To się chyba nie może udać , ale idziemy . Zabralem butelke wody , kurtki do kufra kaski do budki z pamiatkami i idziemy . Przeszlismy może ze 200 stopni a tu na ławce siedzie jakiś gość i słania się . Widać ze nie jest z nim za dobrze , był sam i chyba przecenił swoje siły . Nie chciał zeby go sprowadzić na dół więc zostawiłem mu wode i poszedłem dalej . Piotrek ja rączy rumak pognal pierwszy , za nimi Jurek i Grzesiek poźniej ja na koncu Krolik . Nie wiem ile nam zjeło podejscie ale z godzinę na pewno . Z gory roztaczał się piekny widok . Jak załaczymy zdjecia to będziecie mogli zobaczyc ze warto się poświecic . Zamek jak zamek , bez szalenstw , widzialem fajniejsze ale sam fakt bycia w siedzibie legendarnego oprawcy to już cos . Zastanowiło mnie jak oni go zbudowali . Wnosici kamienie i cegły z dołu troche musiało potrwać .
Powrót na dól odbył się bardzo szybko 15 minut byliśmy na dole . Butelka która zostawiłem „angolowi” stała na łąwce więc pewnie sobie poszedł na dół .
Kiedy wchodziliśmy Skracalismy sobie droge wspinajac się pod górę omijając zakola schodów , pod góre jakos szło ale w drodze powrotnej Jurek postanowil tez iść tą drogą ale miał mniej szczęscia , zszedl kawalek zaliczył glebę na stromiżnie i musiał skorzystac z wyciagarek w osobie Piotrka i Grzeska . W przeciwnym razie utknąłby tam na dobre .
NA dole zrobiłem małe zakupy ale odradzam ich robienie . Kupilem kubek z Draculą za 25 lei ten sam kubek w Singhisoarze kosztował już 15 lei .
Jedziemy dalej , wjechalismy już na Transfogarską i czas zatankowac nasze maszynki , na gipku widze stacje podjezdzamy a to autoamt a instrukcja po rumunska . Jurek z Grzeskiem kombinują gdzie wlozyc kase i co nacisną ale nic nie pasuje . Może bysmy jeszcze dłuzej kombinowali ale podjechał tubylec przeczytał wiszacą kartkę i zaklał w zrozumialym dla nas języku . Już widzielismy ze nie napoimy tu swoich rumaków . Musielismy się do Curtea …..
Zatankowani lecimy dalej . Droga wiję się co raz bardziej i wyzej , wyjezdzamy ponad linię lasu . Robi się wyraznie chłoniej , droga elegancka i pusta . GPS wskzuje 2000m npm a wspinamy się jeszcze wyżej . Na drodze pojawiją się zaspy śniegu i mokra struga wody wypływająca spod nich .
Pierwsza przejechana , druga …. na trzeciej czuje już wyraźne bujnięcie … czyżby lód? Następne pokonuję już na minimalną prekością . Dojechalismy na szczyt drogi , do tunelu który prowadzi na drugą stronę góry . Praktycznie całą drogę zagradza wielka zaspa śniegu ale boczkiem udaje się przjechać . W tunelu chłod i mokro , trzeba uważac na szczęscie tunel ma tylko kilkaset metrów długości a nie parę kilometrów . Przejechalismy na drugą stronę i zobaczylismy drogę wijącą się serpentynami w dół , znaną z wielu zdjęć . Oprócz tego , że co jakiś czas leżaly na niej zwalone z góry całe tony skał to nic szczególnego . Wyprawa zajłęła nam cały dzien , kiedy zjechaliśmy na drogę Sibiu -Braszow było już około 20 a do pokonania mielismy około 100km więc trzeba było troche przycisnąć . Dziś nie będzie grilla a rozmowy skończyly się na jednym piwie na twarz .
https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien5TrasaTransfogarska?authuser=0&feat=directlink

[ Dodano: 2012-07-01, 20:49 ]
Dzień 6

Dziś postanowiliśmy , że będzie luźniejszy dzień . Postanowiliśmy pojechać krajoznawczą w kierunku Singishoary a wracając zwiedzić zamek w Rosnowie i Branie . Niestety jak zwykle wyjechalismy około 10 . Pojehalismy boczną drogą w kierunku Fagars , tam tez jest zamek ale ekipa jakos nie była zainteresowana zwiedzaniem . Za Fagaras skręciliśmy w drogę 105 . Zadziwiające jest to jak dużo bocznych dróg Rumuni wyremontowali , ta mimo ze lokalna była w dobrym stanie . Po 3 km trafiliśmy na pierwszy z wielu warownych kościołów jakie zbudowani na terenie dawnego Siedmiogrodu . Oczywiście nikogo w nim nie było , z odwiedzających . Krotki spacer w starych murach , kilka fotek . Jurek oczywiscie nie mogł sobie odmówić wpisania się do ksiegi pamiatkowej i dalej . Trasa bardzo przyjemna , lubie zagłebic się w tradycyjne wsie gdzie widać caly folklor regionu . Po drodze mijalismy lasy i wpadłem na pomysł ze fajnie by było zjesc jajecznicę z grzybami . Wprawdzie nie było po drodze nikogo z już zebranymi ale co to dla nas „starych” grzybiarzy . Zatrzymalismy się w pieknym bukowym lesie i na grzyby . Na początku myslalem ze nic z tych grzybów nie wyjdzie nie było nawet „psich” ale poźniej już było lepeij . Honor ekipy uratowal Piotrek znlazł 3 dorodne grzyby , musiały być jadalne bo wszyscy przezyli ich konsumpcję .
Dojechalismy do Singhisoary . Piekna starówka , za 5 lei wjechalismy na wzgórze zamkowe i zaprkowalismy na samym rynku . Obok staly motocykle z Niemiec i Włoch . Pozdrowilismy właścicieli i poszliśmy w miasto . Jurek oczywiście musiał mieć zrobione zdjecie pod flagą , w sumie ciekawe i niegroźne hobby . Zakup stosownych pamiątek został zakończonych zakupem przez kostek do gry szczególnie przydatnych w życiu małżenskim. Po zwiedzaniu w lejącym się z nieba żarze usiedlismy sobie w jedej z knajpek zeby odsapnąc . Do „włoskich „ motorów zblizyli się właścicele . Starszy facet gdzies po 60 , i piękna długonoga włoszka …. niewiele jest piękniejszych rzeczy niż fajna laska wsiadajaca na moto .
W świetnych nastrojach zapakowalismy się na maszyny i ruszylismy w drogę powrotną .
Po wiejskich klimatach droga w kirunku Braszowa to była walka o życie , prędkości zdecydowanie powyzej 100 , sznury samochodów i śpieszących się dostawczaków . Tak jak wczesniej pisalem ,mimo predkości (popuszczalna predkoć poza terenem zabudowanym to 100km/h) i ostrej jazdy czułem się bezpieczniej niż na polskich drogach . Rumuni wydają się bardziej uważni i bardziej uwazają na motocyklistów . Szczesliwie i szybko dojechaliśmy do Braszowa . Zwiedzanie Rosnova z uwagi na pore musielismy sobie darowac . Pomyslalem ze jak reszta ekipy nie będzie chciała to z Krolikiem wyskoczymy zobaczyć chociaz sławny zamek w Branie . Niestety kiedy podjechalismy pod pensjonat stanąlem na stoku , prawa noga trafiła w próżnie i znów leżymy . Migacz klejony po Wigilijnej jeżdzie rozpadł się drobiazgi . Nici z jazdy do zamku . Próby sklejenia klejem nie powiodły się , pozostała taśma która zostła niekwestionowanym leaderem rzeczy najczęściej uzywanych .
Chłopaki poszli do sklepu po zaopatrzenie , Krolik obral i przesmażył grzyby a ja zająłlem się naprawą migacza i rozpalaniem grilla . Wieczór upłynął wesoło przy małym browarku i jeszcze mnijeszej flaszeczce . Następnego dnia mieliśmy zdobywac Transalpine .
https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien6Sighisoara?authuser=0&authkey=Gv1sRgCLfl9v681_PvAw&feat=directlink

[ Dodano: 2012-07-01, 20:50 ]
Dzień 7

Po 3 dniach z bazą w Branie ruszamy na podbój Transalpiny , o ile Transfogarska jest powszechnie udokumentowana zdjęciowo w necie o tyle Transalpiny trzeba było troche poszukać . Ruszamy jak na nas dość wcześnie bo już okolo 9.30 . Bardzo malowniczą drogą 73A przebijamy się do 1 . Po drodze Piotrek zatrzymuje się zeby poluzować łańcuch , który dzień wcześniej naciągał . Ja w ogryzku tez musiałem pdociągnac łańcuch co było dla mnie nowością , nigdy wcześniej tego nie robiłem wały kardana i pasy napędowe wymagają zdecydowanie mniej starań . Ale zabieg naciągania tez nie jest jakos wyjatkowo skomplikowany. W sumie zrobiłem na całej trasie tylko raz , częściej go smarowałem niż zalecane 1000km , może z uwagi na dość wysokie temperatury . Trochę dziwił mnie Jurek , który twierdził , że jego łańcuch jest wzmocniony i nie wymaga żadnych czynności obsługowych. Więc ani go nie smarował ani nie naciągał , no cóż klient nasz pan .
Ruszyliśmy i w pięknym słońcu i temperaturze sporo ponad 30 stopni ruszyliśmy droga nr 1 w stronę Sibiu , jak to dobrze , że jest autostradowa obwodnica miasta , przmknęlismy nią byłyskawicznie i nie musieliśmy się gotować w korkach powszechnych w rumuńskich miastach . Dalej droga wiodła do Sebes i tu jest odbicie na Transalpine na droge 67C . To prawie jak Route 66 Smile , tylko wyżej . Zaczyna się całkiem przyjemnie , mijamy malowniczo położone wsie , droga widać ze po remoncie , chociaz zdarzały się gorsze fragmenty . Za miasteczkiem Sugag zaczynają się góry i jest to praktycznie ostatnie większa miejscowość na trasie . Droga pnie się co raz wyżej w dole płynie strumień. Ponieważ zostałem uznany za road captaina albo leadera , jechałem zawsze pierwszy , jako najwolnieszy Smile . Ale kiedy trafiała się fajniejsza traska ekipa leciała przodem a my z Krolikiem swoim tempem turlaliśmy się za nimi . Tak tez było teraz , harty poszły w las a my za nimi . Jedziemy podziwiamy widoki i raptem konsterncja , rozwidlenie . Jedna droga asfaltowa biegnie na tamę a druga szutrowo kamienista odbija w prawo …. tama , szuter , tama , szuter …. z rozterki wyrwał mnie peleton kolarzy , którzy wyskoczyli zza skały po właśnie szutrowej drodze . Wjazd na nia poprzedzony został jęknięciem zawieszenia i twardym uderzeniem o podłoże. Na szczęscie po kilkudziesięciu metrach zaczął się znów asfalt . Droga caly czas pod górę GPS wskazuje 800mnp . W pewnym momencie w poprzek drogi pojawiły się wykopy . Rumuni najpierw połozyli asfalt a poźniej postanowili zrobić przepusty wodne dla strumienia . Co jakieś 100-200 m asfalt był zryty i dziura zasypana kamieniami i żwirem . Fajnie było jak tak było na całej szerokości drogi ale często pojawiały się niespodzianki w postaci takiej ze pól drogi zasypane a na drugiej połowie ziała głeboka dziura . Jak głeboka nie wiem , ale z siodła motoru nie widziałem dna . Nie chciałbym być w skórze tego który by się tam zwalił . Oczywiście pokonywałem te niespodzianki z minimalną predkościa , niestety nie wszyscy podeszli do tematu z nalezytą ostrożnością . Może Krolik zamieści film jak Jurek testował zawieszenie na tych dołach . Zawieszenie wytrzymało ale już gaźnik i króciec od podciśnienia już NIE .
Ale po kolei . Jadziemy sobie , raptem widze ekipę stojąca na drodze . Podjeżdżam i widzę , że zaczyna zbierać się konsylium nad mootrem Jurka . Zatrzymujemy się , przy pomocy drogowego pachołka wysunietego na środek drogi i blachy zabezpieczamy miejsce zdarzenia .
Diagnoza , moto pali ale benzyna leje się ciurkiem spod filtra powietrza . Zaczynamy rozbierac moto . Dołączają do nas rumuńscy robotnicy niestety nie maja mozliwosci zeby zwieźć moto do najbliższego miasteczka (około 20km) . Jurek rozbiera częsciowo gaźnik ale paliwo jak się lało tak leje . Decyzja sprowadzamy moto na dół , nachylenie drogi i grawitacja jest z nami . Niestety po kilkuset metrach , to co była naszym sprzymierzeńcem staje przeciwko nam , droga
po spadku zaczyna się piąć do góry . Próba podpiecia holu , zaopatrzony byłem w specjalna linkę alpinistyczna na wypadek gdyby trzeba było znów powiesić jedzenie na drzewie albo holowania nie powiodła się . Nie było odważnego który zabrałby się za holowanie .
Decyzja ja jade na dół i probuje znaleźć mechanika , transport i nocleg. Rozgladanie się w poszukiwaniu odpowiedniego środka transportu skutkuja znalezieniem Dacii pickapa ale kierowca nie jest zainteresowany pomoca . Kawałek dalej znajdujemy zakład wulkanizacyjny , wprawdzie z właścicielem nie moge się porozumieć ale dzwoni on po córkę i moge wyłuszczyć temat . Pomoc znajduje się w miare szybko , bo robi się troche poźno dochodzi 19 a górach wiadomo zimno i mrok zapada wczesniej . Podjezdza dostawczak , żeby sprawniej pojechać Krolik przesiada się do dostawczaka a ja podązam za nimi . Przyznam się ze miałem problem zeby za nim nadązyć . Ekipa w tym czasie zjechała jednak spory kawałek w dół , ale i tak byli ponad 15 km od Sugagu . Jurek coś mówi , że już zrobił motor ale zabrałem mu śróbki i nie mógł go zmątować . Wspolnymi siłami ładujemy na busa i do mechanika . Rozładunek przebiegł równie sprawnie jak załadunek . Jurek do naprawy , Piotrek z Królikiem jako obstawa my z Grzesiem szukamy nocelgu . Pierwszy pensjonat full , po drodze wyboru za duzego nie ma a to już po 20 . Raptem widze duzy zalew a koło niego spora łąka i obozwisko qudowców . Podjeżdżam do nich i pytam się czy można się rozbić . Szeroko rozpostarte ręcę pokazują ze cała polana jest do naszej dyzpozycji , podejmujemy jednak decyzję , że pojedziemy jeszcze do jednego pensionu i jak tam nie będzie miejsc rozbijamy zapalnowane obozowisko . Jest weekend więc Rumuni nie będę siedzieć w domu tylko wolą wyjechać i spać w pensjonatach … miejsc nie ma . Szczęśliwi z takiego obrotu sprawy wracamy i szybko rozbijamy namioty , tz ja i Grzegorz , robi się już szaro więc najlepiej zrobic ile się da za dnia .
W trakcie przygotowania obozu zjezdzaja jeszcze 2 moto z Polski , są w drodze dookoła moza Czarnego i postanowili tez się rozbić zeby nie pchać się po nocy w góry . Zostawiliśy ich z naszymi „ bambetlami” i wracamy po resztę ekipy . Jurek jakos się już uporał z moto. Zestaw narzedzi z zakałdu wulkanizacyjnego okazła się niezbedny . Więc w cąłosci jedziemy na miejsce biwaku . Oczywiście po drodze nawiedzamy sklep zeby uzupełnic zapasy głównie wody i piwa . Na miejscu Piotrek rozbija namiot ale Jurek jakoś się ociąga , twierdzi ze rozłozy sobie karimatę i przykryje spiworem i będzie ok . Po jakimś czasie udaje mi się go przekonać zeby jdnak rozbił namiot ale to już robimy w świetle jego reflektorów . Po dwa piffka na twarz , cos na ząb i w zasadzie mógłbym zakończyć ten dzień ale nie moge .
Połozylismy się około północy , ekipa ta co miała jechać nad morze Czarne połozyła się wczesniej w planach mieli wyjazd o 6 rano , ale ja jestem niezwykle czuły . Najpierw do 2 w nocy quadowcy spiewali jakieś węgierskie piosenki , poźniej ktos właczył dyskoteke w wydaniu rumuńskim i tak do 4 , na chwile przestali i od 6 znów . Kiedy już przysypiałem , przed 4 zadzwonił kolega z Polski z pytaniem gdzie jestem i dlaczego z nimi nie imprezuję . O 6 wstałem , stwierdziłem ze nie ma co dalej się meczyć . Obszedłem teren , znalazłem zródełko w ktorym można się było umyć ….
i tak się zaczął dzień 8
_________________
Garfield i .... w oczekiwniu na nowego Ogryzka
 
 
winiar 


Model: MS1900
Rocznik: 2006
Wiek: 47
Dołączył: 28 Gru 2010
Posty: 1363
Skąd: z Polski
Wysłany: 2012-07-01, 21:22   

kostass, boje się jechać swoją nową maszyną bo ciagle wywrotki lol mimo wszystko musiało byś ciekawie... ;D
_________________
winiar dobre pomysły, dobry smak ... a lepsze motocykle ... to miłość ...

XV 1900 Roadliner S
 
 
JOKER 



Model: DS 1100 Classic
Rocznik: 2008
Wiek: 53
Dołączył: 24 Kwi 2011
Posty: 1304
Skąd: Zielona Góra
Wysłany: 2012-07-01, 22:32   

Kostass foty nie trybią !
_________________
To nie śmierć za rogiem, to czas Twoim wrogiem

 
 
illusion 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2008
Wiek: 52
Dołączył: 10 Cze 2010
Posty: 1702
Skąd: Poznań/Golęczewo
Wysłany: 2012-07-01, 22:42   

kostass napisał/a:
Illusion niestety albo na szczęscie dla jego motoru nie pojechał


jakoś mnie tym nie pocieszyłeś :( niestety nie wszystko jest od nas zależne a praca szczególnie potrafi płatać figle...
_________________
Grzeczni chłopcy idą do nieba, a niegrzeczni idą ... tam gdzie chcą
 
 
kostass 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2009
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 2111
Skąd: GŁ Grupa Łódzka
Wysłany: 2012-07-01, 22:50   

Niestety nie moge zmienic linkow do zdjęc tu sa aktualne
dzien 1
https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien1?authuser=0&feat=directlink

Dzień 2
https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien2?authuser=0&feat=directlink

Dzień 3

https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien3?authuser=0&feat=directlink

Dzień 4

https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien4?authuser=0&feat=directlink

Dzień 5

https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien5?authuser=0&feat=directlink

Dzień 6

https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien6?authuser=0&authkey=Gv1sRgCLfl9v681_PvAw&feat=directlink

Dzień 7

https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien7?authuser=0&feat=directlink

[ Dodano: 2012-07-01, 23:00 ]
Reszta dni już z działającymi linkami

Dzień 8

W zasadzie to zlał się w jeden dzień przez te nocne zabawy . Więc od 6 łaziłem po okolicy , reszta ekipy powoli zaczęła się zbierać . Zwijanie sprzętu oczywiście spadło na mnie , Krolik poszedł robić sniadanie . Nic mnie tak nie wkurza jak pakowanie materacy .Kiedy kompletowałem sprzet biwakowy szukałem mat samopompujących ale jakos nic ciekawego nie znalazłem . Trafiłem za to na fajne materace dmuchane ale dużo mniejsze od zwykłych . Waga ponizej 1 kg , grube na 5 cm szerokie na około 50 . Spi się na nich dużo wygodniej niż na karimacie , dmuchanie tez nie problem ale spuszczanie powietrza to wyzsza sztuka jazdy .
Ale dałem radę , spakowanie namiotu to już bułka z masłem , zapakowanie moto tez . Szybkie
śniadanie i w droge . Tz ja szybkie sniadanie , kiedy wyjechalem z polanki na miejsce biesiadowania , reszta już była po .
Wsiadamy na moto i w drogę , Jurek pomny wczorajszych przygód jedzie za mną i tej pozycji w zasadzie już nie opuścił az do konca wyprawy .
Mijamy miejsce gdzie wczoraj stanelismy i pniemy się dalej . Dojezdzamy do drugiej tamy , o ile na Transfogarskiej w środku tygodnia było w zasadzie pusto o tyle tutaj w niedziele kłebi się tłum turystów . Pamiątkowa fota i grzejemy dalej . Droga robi się co raz bardziej stroma . Agrafka za agrafką , bacznie obseruję drogę nie tylko co na niej jedzie ale tez co na niej lezy . Kolejny zawijas i widze ze po wewnętrznej lezy kupa żwiru , kieruje moto na zewnętrzną w łuku mijam jeszcze jakieś moto i widze ze nie wyrabiam , dodaje gazu kłade moto jeszcze nizej a przed oczami mam skarpę i dół odprowadzajacy wodę . Już prawie leze ale chyba podpieram się noga , o coś zaczepiam i słysze krzyk Krolika . Moto się prostuje . Natychmaist staje przy poboczu , wiem ze cos się stało Krolikowi . Chce zsiadać ale nachylenie drogi jest bardzo duże . Postanwiam przejechac gdzies gdzie będzie płasko . W rezultacie wjezdzamy na szczyt . Tam ocena sytuiacji . W pochyle , Królik wystawił ze strachu noge i cos sobie nadwyręzyła . Nie chcieliśmy dokładnie jej oglądać , zdejmować buta tutaj na wysokosci ponad 2000 mnp lepej było tego nie robić . Widoki przepiękne i zupełnie inne góry niż na Transfogarskiej . Tam były skaliste turnie a tu łagodne gołe szczyty gór , tylko wysokość podobna . Zadna fotografia ani żaden film nie odda tego co widzieliśmy . Tam trzeba pojechać i zobaczyć .
No dobra , południe mija więc ruszamy na dół . Na szczęscie nie zjezdzamy do Targu Jiu tylko wbijamy się na drogę 665 , świeżo po remoncie i docieramy do drogi 66 , numer kultowy ale droga już nie , chociaz powinna być . Wije się serpentynami obok płynacej rzeki , znam ją z poprzednich moich wyjazdów do Rumunii , ale nigdy nie widziałem jej w pełnej krasie . Góry zasłoniete były przez chmury . Tego dnia widoczność była wyśmienita . Królik co raz bardziej jęczy mi na tylnej kanapie . Zatrzymujemy się na odpoczynek i obiadek w planach jest zobaczyc zamek w Hunedoarze i dojad do Devy . Królik jęczy , na sugestię żeby skorzystac z wykupionej polisy WARTY stanowczo odmawia , ale jeczy nadal . Po objawach wiem ze na pewno nic nie złamała , ale prawa noga jest toroche doświadczona przez los i 2 miesiace temu miała robione wiązadła . Do zamku oczywiscie dojechalismy i zobaczylismy ze jest . Ale o zwiedzaniu nie było mowy . W zasadzie nie zatrzymujac się i nie zsiadajac z maszyn robimy kółko i lecimy dalej . Królik jęczy co raz bardziej , za Deva podejmuje decyzje zatrzymujemy się w pierwszym napotkanym zajezdzie . Niestety trafia się lekka spelunka z 2 noclegowymi „jurtami” . Stajemy , cięzko się dogadac z tubylcami , Rumun który nas obsługiwał wydawał się być strasznie wystraszony i ciągle miał jakiś problem . Królik wypakowany z moto . But sciągniety , kostka lekko spuchnieta , ale ból się ciągnie az pod kolano . Może naderwany mięsień i już w wyobraźni widze Krolika znów kuśtykającego w usztywniającym bucie tak jak moja znajoma . Czas na ratunek , biorę polise z tych nerwów nie moge znaleźc telefonu alarmowego . W międzyczasie rozpakowuje moto , przebieram Krolika , szukam maści na podobne uszkodzenia , targuję się z tubylcami o cene noclegu . W koncu znajduje numer , był jak wół napisany na górze polisy . Dzwonie , panienka z okienka , grzecznie mnie pyta co się stąło i odsyła mnie na pogotowie . Tyle to ja mogłem zrobić bez polisy tym bardziej ze miałem kartę ubezpieczenia międzynarodowego z NFZ . Powiedziała mi ze jak znajde szpital to oni sobie już reszte załatwia . Ja jej na to ze skąd mam wiedziec gdzie jest szpital i jak mam się z Rumunami dogadac w kwestiach medycznych . W koncu dała mi numer na pogotowie i się rozłaczyłem . Dzwonie pod ten numer , nic … mysle sobie może prefix kraju . Dzownie do kolezanki z firmy zeby mi podała kierunek do Rumunii , znów nic . W koncu olśnienei a może ….. 112 . Bingo , odzywa się jakas laska . Pierwsze pytanie „ Do You speak enaglish ? „:
Yes , ….ale tylko troche . To klaruje jej ze noga , naciagnieta ale nie złamana . Ze boli i nie można chodzic . W międzyczasie Królik uraczył się ketonalem , mowiła ze jednym ale nie dam za to głowy . Nasmarowała nogę mascia zabandazowała i lezy . Rozmowa konczy się ze przyslą ambulans . Nie minęło 20 minut podjezdza karetka , jak to powiedział Królik chieny cmentarne ( Jurek i reszta ) dokunują rejestracji tego zdarzenia na kartach pamięci aparatów.
Królik załadowany , ja proszę zeby zaczekali znów wskakuję w strój motocyklowy . Czuje jak muszę smierdzieć , cały dzien w tych ciuchach a nie mialem czasu ani głowy zeby się wykąpać .Ruszam za karetką , czy oni zawsze muszą tak zapieprzac w tej Rumunii . Dziś nie mam nastroju ani siły zeby dzidować , a muszę bo jak ich zgubie to nie trafie do szpitala , GPS został w jurcie i będę w czarnej „d” . Wprawdzie z Transylwanii już wyjechaliśmy ale nigdy nic nie wiadomo . Dobra szpital , kartka wjezdza przez brame ja za nią . Widać cos musieli powiedziec odźwiernemu bo wskazuje mi miejsce do zaparkowania koło swojej budki .
Królik na wózek i do gabinetu , tam krótki wywiad , komplet zdjęć , opinia lekarza , kop w d.... i ze szpitala . Czyli tak jak u nas . Dlaczego nie jestem zdziwiony .
Teraz tak , jeden motor , jeden kask i dwoje ludzi ….. ide szukac taxi . Znajduje za rogiem , tłumacze kierowcy ze mielismy wypadek i musimy dostać się do tej i tej miejscowości i ile to będzie kosztowac . Kierowni , poniał cena 10-12 EURO tez wydaje się nie być wygórowana proszę go tylko zeby jechałwolniej . Zeby nie było zbyt prosto to znów zaczał mi wariować alarm i jade cały czas na awaryjnych . Szybko i szczęśliwie dojezdzamy do naszych Jurt , z tej radości daję mu 15 euro . Kamien spadł mi z serca tym bardziej ze widac z Krolikowi lepiej .
Jak wróciliśmy nasza ekipa już biesiadowała . Oczywiście jak ktoś miał mieć problem to Jurek , jakoś się wdał w dyskusję z cyganami a ci załozyli mu na szyje kolejny „ złoty” łańcuch . Nie wiem jak można , jak się nie chce dac sobie załozyc łanćuch z malutkim zpaięciem . Na szczęscie Jerzy nie dał sobie zdjąć tylko przyszedł do nas , inaczej pewnie by mu zdjęli ale niekoniecznie swoj .
Wciągnałem jak na mój gust straszliwie drogą i wacale nie smaczną zupę i zaczelismy szykowac się do snu . A tu kolejny zonk , drzwi do naszej jurty się nie zamykaja …. znów wołam „wystraszonego” , ten coś działa i znów mowi ze problem . Mam dość odsyłam go wymownie ale od niechcenia machając maczeta , zeby sobie nie myslał ze kazdy będzie mogł bezkarnie wejsc do pokoju . Do klamki doczepiam sznurek od żaluzji i wieszam blaszany garnuszek z tymi niepasującymi kluczami . Teraz wiem za jak ktos będzie chciał wejsc to zwali załuzje a garnuszek narobi takiego hałasu ze od niego samego ucieknie i nie będę musiał rzucać a niego maczetą . Tym razem do snu kołysał nas „subtelny” szmer przemykająch 10 metrów od nas tirów .
https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien8?authuser=0&feat=directlink

Dzień 9 -Powrót

Jak pożegnał nas dzień poprzedni tak powitał poranek . Tiry napierały w kierunku granicy , pojedynczo i stadami . A my za nimi , droga wiła się łagodnymi łukami między co raz niższymi wzgórzami , słońce grzało tak , że nawet w czasie jazdy było gorąco . Do przejechania mieliśmy około 200km do granicy rumuńsko-węgierskiej w Nadlac . Na granicy ostatnie tankowanie rumuńskiej benzyny , zakup winiet na autostrady i w droge . Zakup winiet prosty , wszedzie przed granica są budki gdzie można kupic winiety na Wegry , Austrię , Czechy i Słowacje i chyba jeszcze Słowenie . Tylko na Polskę NIE . Za komfort podrózwania na odcinku ponad 300km zapłacilismy 28 pln na nasze . Winiety są na tydzień . Przejechalismy granice , nasze paszporty w zasadzie nie wzbudziły znudzonych i zmęczonych upałem pograniczników . Zaraz za granica jest kawałek zwykłej drogi i zaczyna się autostrada . W sumie super ze nie trzeba było przebijac się do Szegedu . Tniemy na północ , kilometry przy predkosci 130 km /h nawijają się szybko . Mijamy Budapeszt , mijamy granicę ze Słowacja , cały czas autostradą . Podziwiamy widoki , może nie takie jak w Rumunii ale zawsze widoki . Zamki na wzgórzach , raptem widzę w lusterku coś zapier.....lalalala.. jakiś jednoslad na pewno . My przepisowe 130-140 a to rośnie w oczach , myśle sobie jakas R1 albo Hayabussa …..bzzzzzzzzzz. Z takim mniej więcej dzwiękiem prawym pasem wyprzedza nas skuter , jaki nie wiem , tak szybko przejechał . Nawet przez chwile pomyslałem zeby za nim pogonic , ale z drugiej strony jakbym go nie dogonił to byłby jeszcze większy wstyd więc dalej jechałem swoją predkością . Zreszta po kilku kilometrach problem sam się rozwiązał , gość zjechał z autostrady . Jedziemy dalej, autostrada kończy się w Zilinie , tam kolejne tankowanie i czas szukac noclegu . Za Zilina widze reklame jakiegos pensjonatu odbijam w prawo i widze drogowskazy na kilkanascie pensjonatów . Odbijam jak najdalej od głownej drogi mając na uwadze słuchowe wrazenia z poprzedniej nocy. Były małe perypetie z pensjonatem ale skonczyły się szczęśliwie , tym bardziej ze osiągnęlismy taki cichy cel wyprawy , zeby spotkac niedzwiedzia . Udało się to dopiero w słowackim pensjonacie . Wprawdzie to nie rumuński , ani dziki ale zawsze misiek . Po posileniu się wyborna słowacką „zupą chmielową” moglismy w koncu się w normalnych warunkach się wykąpać i zalec . Dookola słychać było tylko szum przepływającego obok potoku .

Dzień 10 Koniec wyprawy

Rano śniadanie zamówilismy na 8.30 , kiełbaska na gorąco , wędlina , masełko pychotka . Wczesniej z jedzeniem było róznie , jak ktoś chce schudnąć polecam wyjazd motocyklem w rejony gdzie nie ma fast foodów a i restauracje nie są zbyt często widziane . Ja zleciałem przez te 10 dni ze 2 kg . (ale już odrobiłem Smile) . Szybkie pakowanie i w drogę . Jedziemy przez Czechy do Cieszyna i zaraz za granica odbijamy na Żory . Chciałem wskoczyc na nową A1 ale przegapiłem zjazd a dalej już nie było drogowskazów . Do Łodzi mielismy 250km więc w 3 godzinki na luzie byśmy dojechali . Jurek odłaczyl się od grupy na Śląsku i pojechał odwiedzic rodzinne storny a my co raz wolniej poturlalismy się w kierunku Łodzi .
I już myślałem ze nic nam się nie przytrafi , ale nie kazda wyprawa musi mieć jakiś mocny akcent na koniec . 40 km przed Łodzia za namową Grzesia zatrzymaliśmy się w karczmie Siwy Dym . Typowa polska karczma jedzenie dobre świerze i dużo a dodatkowo motocykliści mają zniżke . Zamówilismy jedzonko czekamy az nam podadzą , raptem Grześ maca się po spodniach i mowi ze zgubił portfel a w nim komplet dokumetów , karty kredytowe , kasa . I się zaczęło , najpierw blokownaie kart , szukanie po 5 razy na bufecie , przeszukałem czołgajac się podłogę w karczmie czy przypadkeim ktos go tam nie kopnął , wszystkie kosze na śmieci . Wersja ze został okradziony jednak zadziałala na wyobraźnie . Przyniesli obiad ale jakos nastrój pękł i nikomu nie było do śmiechu . Iiiiiiii kiedy zbieralismy się do odjazdu , Grzesiek mówi ze zawsze portfel chowa do wewnętrznej kieszeni na piersi ….. mimo ze przeszukałem kieszenie swojej kurtki siegam do wskazanej kieszeni iiiii... wyciagam portfel Grzegorza . Okazało się ze kurtki zwalilismy na „kupę” i Grzegorz wymacał kieszen a w mojej kurtce jest w tym samym miejscu i wsadził tam porfel . Czyli jednak szczęście nam dopisywało i wszystko dobrze się kończyło . Teraz już nic nie zakłocilo naszego powrotu do domu .

Podsumowanie

Jeszcze kilka dni po powrocie co noc śniło mi się ze przemierzam bezkresne góry Rumunii na motorze . Na pewno tam wrócę , a dla tych którzy chcą zakosztować dziewiczej przyrody i bezinteresownej sympatii ludzi to ostatni dzwonek . Centralna Rumunia z Siedmiogrodem to już niestety Europa . Byłem w Rumunii w 1989 r byłem w 2005 i 2006 ale Rumunia z 2012 to zupełnie inny kraj . Jak dla mnie nadal atrakcyjny ale już nie tak tajemniczy i intrygujacy jak kiedyś . Jednak na pewno tam wróce ale ogranicze się do rejonu Sucavy dalej na południe delta Dunaju . Lubie jak jest dziko i niedostępnie . Wypasione hotele i pensjonaty to nie dla mnie , wole biwakowac nad strumieniem . Ale się rozmarzyłem ….
Konkrety , przejechaliśmy około 4000km , 6 razy przejeżdżaliśmy Karpaty , nigdy nie czulismy zagrożenia ze strony mieszkańców Rumunii , a wręcz przeciwnie zawsze spotykaliśmy się z uprzejmością i usmiechem . Rumuni są bardzo otwarci i ciekawi więc nie dziwcie się ze będą chcieli z wami nawiązać kontakt . Dawny stereotyp „rumuna” można włozyc w kieszeń . Drogi są w dobrym stanie widać ze to co było największa bolączką zostało poprawione . Mam na mysli te boczne , bo te głowne już 7 lat temu były lepsze niż nasz „krajówki” . Nikt nas nie okradł nikt nam nie groził , motory spiełismy przez cały wyjazd 2 razy , bardziej dla świetego spokoju niż z potrzeby . Co tu więcej pisać , trzeba pojechac i samemu to przeżyć i zobaczyć


https://picasaweb.google.com/114091682665530787543/Dzien9I10?authuser=0&feat=directlink
_________________
Garfield i .... w oczekiwniu na nowego Ogryzka
 
 
Tytus 



Model: MS1300
Rocznik: 2007
Wiek: 51
Dołączył: 01 Paź 2011
Posty: 745
Skąd: Gliwice
Wysłany: 2012-07-02, 10:11   

He he

W galerii z dnia 5 na fotce 17 pies wygląda jak młody samiec lwa ;)
 
 
arekw711 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2010
Wiek: 54
Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 2173
Skąd: Jarosław
Wysłany: 2012-07-02, 10:13   

Cytat:
W galerii z dnia 5 na fotce 17 pies wygląda jak młody samiec lwa ;)


Bo to jest lew .Lwy tam chodzą sobie wolno i zjadają nieszczęśników których zabija Wlad Palownik :hahaha: :hahaha:
 
 
kostass 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2009
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 2111
Skąd: GŁ Grupa Łódzka
Wysłany: 2012-07-02, 11:54   

Tak Panowie to byl dziki górski lew rumuński :-)))
_________________
Garfield i .... w oczekiwniu na nowego Ogryzka
 
 
Apple Mike 



Model: WS1600
Rocznik: 2002
Wiek: 47
Dołączył: 14 Gru 2009
Posty: 300
Skąd: Bobrowniki
Wysłany: 2012-07-02, 12:01   

Gratuluję udanego wyjazdu. Widoki i wspomnienia - pozazdrościć.
_________________
Byle do piątku...

Były:
Gwiazda 650
Dzikus 1600 :D
Goldas 1800 ;)

Jest:
Tygrysek
 
 
kostass 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2009
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 2111
Skąd: GŁ Grupa Łódzka
Wysłany: 2012-07-02, 14:24   

I jeszcze w uzupełnieniu zdjęć kilka filmowych migawek z kamery Grześka .
Fajna muzyczke podłożył
https://plus.google.com/u/0/100774743341819937698/videos
_________________
Garfield i .... w oczekiwniu na nowego Ogryzka
 
 
kujawiak 



Model: DS 650 Classic
Rocznik: 2008
Dołączył: 18 Maj 2010
Posty: 1077
Skąd: Kujawy
Wysłany: 2012-07-02, 15:35   

Fajnie poczytac a jeszcze fajniej cos takiego przezyc. Wielkie dzieki za relacje i wspaniale foty.
_________________
"To our Wives and Sweethearts (may they never meet)"
 
 
kostass 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2009
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 2111
Skąd: GŁ Grupa Łódzka
Wysłany: 2012-07-02, 15:36   

KUjawiak a co cię powstryzmuje , pakuj żone na moto i śigajcie gdzie tylko sobie zamarzycie .... i wcale nie musi to być Rumunia .
_________________
Garfield i .... w oczekiwniu na nowego Ogryzka
 
 
winiar 


Model: MS1900
Rocznik: 2006
Wiek: 47
Dołączył: 28 Gru 2010
Posty: 1363
Skąd: z Polski
Wysłany: 2012-07-02, 22:49   

kostass, fajna wyprawa i trochę przygód było ;D tylko w sumie nic nie zgubiliście lol
_________________
winiar dobre pomysły, dobry smak ... a lepsze motocykle ... to miłość ...

XV 1900 Roadliner S
 
 
kostass 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2009
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 2111
Skąd: GŁ Grupa Łódzka
Wysłany: 2012-07-03, 08:22   

Jak to nie zgubilismy ! !!! A moje 2 mapy Rumunii i przeciwdeszczówka to pies ?
Nie pisałem o tym bo to w sumie drobiazgi , no i jeszcze ten niby zgubiony portfel .
_________________
Garfield i .... w oczekiwniu na nowego Ogryzka
 
 
winiar 


Model: MS1900
Rocznik: 2006
Wiek: 47
Dołączył: 28 Gru 2010
Posty: 1363
Skąd: z Polski
Wysłany: 2012-07-03, 08:39   

kostass, ten portfel to też nauka na przyszłość dla innych. Mozna się tak zrobić. Ja kiedyś zostawiłem kluczyki w stacyjce bo tak się śpieszyłem a potem był nerw, ze gdzieś zgubiłem. Trochę się zdziwiłem jak podszdłem do auta a drzwi były otwarte ;D
_________________
winiar dobre pomysły, dobry smak ... a lepsze motocykle ... to miłość ...

XV 1900 Roadliner S
 
 
kostass 



Model: SYMPATYK
Rocznik: 2009
Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 2111
Skąd: GŁ Grupa Łódzka
Wysłany: 2012-07-03, 09:15   

No można Jurek (Maskota) , pyta sie gdzie sa moje okulary , wszyscy na niego popatrzyli jak na hm , przemilcze i hurem "na nosie" lol
_________________
Garfield i .... w oczekiwniu na nowego Ogryzka
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group